„Wybuch w tragiczny sposób wpycha Liban na bardzo złą drogę”. Tak wygląda Bejrut po eksplozji

„Wybuch w tragiczny sposób wpycha Liban na bardzo złą drogę”. Tak wygląda Bejrut po eksplozji

Bejrut po eksplozji
Bejrut po eksplozji Źródło: Robert Hykl / PAH
Wybuch w Bejrucie w jednej chwili zmienił obraz miasta. Wiatr zmian powiał w serca Libańczyków, którzy zaczęli protestować przeciwko władzy. Ile czasu musi upłynąć, by stolica na nowo stanęła na nogi? W którą stronę zmierza Liban i w jaki sposób można pomóc? – Do eksplozji doszło w najgorszym możliwym momencie, ponieważ Liban znalazł się na krawędzi krachu gospodarczego, a w ciągu ostatnich kilku miesięcy jego mieszkańcy gwałtownie ubożeli – ocenił rzecznik PAH Rafał Grzelewski w wywiadzie dla Wprost.pl.

Magdalena Frindt, Wprost.pl: Był Pan wielokrotnie w Libanie. Jaka była Pana pierwsza reakcja, gdy usłyszał Pan o wybuchu w Bejrucie? Czy powróciły konkretne wspomnienia, myśli nakierowały się na rodziny, z którymi miał Pan okazję rozmawiać?

Rafał Grzelewski, rzecznik PAH: Mój przyjaciel Libańczyk wysłał mi nagranie tej eksplozji jakoś chwilę po zdarzeniu i szczerze mówiąc w pierwszej chwili pomyślałem, że to efekt komputerowy nałożony na znaną mi okolicę. Trudno mi znaleźć słowa, które odpowiednio oddałyby moc tego wybuchu. Wyłączając detonacje ładunków jądrowych, ten z Bejrutu był chyba jednym z najpotężniejszych w historii.

Znam dobrze miejsce eksplozji i wiem, co jest w okolicy. A tuż obok jest piękna dzielnica pełna kawiarni i restauracji, a także starówka, którą odbudowywano z wielkim mozołem po wojnie. Dziś wiemy, że dzielnica z kawiarniami jest kompletnie zrujnowana, a starówka poważnie uszkodzona. W tej okolicy zginęło też wiele osób. Od razu zacząłem się upewniać, czy moi znajomi nie ucierpieli. Kilkoro długo nie odpowiadało, ich telefony milczały albo było zajęte, miałem bardzo czarne myśli. Ale okazało się, że wszyscy żyją, a ich brak odpowiedzi wynikał z tego, że ratowali ludzi albo byli w szoku. Niektórzy jeździli od szpitala do szpitala, ale placówki przeżywały istne oblężenie. Wielu osobom w ogóle nie dało się pomóc. Czułem wielki smutek, bo ta tragedia dotyka miejsca i ludzi wyjątkowo już poranionych przez los.

4 sierpnia Bejrut zadrżał. Na publikowanych przez fotografów zdjęciach widać gigantyczną skalę zniszczeń, którą spowodował wybuch. Szacuje się, że bez dachu nad głową mogło zostać nawet około 300 tys. osób. Trudna sytuacja, jak Pan wspomniał, jest także w szpitalach – niektóre zostały zniszczone, inne skrajnie przepełnione. PAH natychmiast włączyła się w pomoc, uruchamiając zbiórkę. Jakie są Wasze najbliższe plany?

W takiej sytuacji pomoc musi być natychmiastowa, dlatego bezzwłocznie przeznaczyliśmy środki własne Fundacji na działania natychmiastowe, ale także uruchomiliśmy dodatkową zbiórkę, bo skala zniszczeń jest ogromna i bez wsparcia darczyńców nie bylibyśmy w stanie działać.

Zawarliśmy umowę z lokalnym partnerem, sprawdzoną organizacją humanitarną, na przeznaczenie pomocy dla rodzin, których domy zostały uszkodzone lub zniszczone. Chodzi o to, żeby ludzie mogli, jak najszybciej wrócić do domów. Te prace to przede wszystkim wstawienie okien, naprawa drzwi, ścian, sufitów, różnych urządzeń wewnątrz. Kolejna grupa, która dostanie natychmiastowe wsparcie to ci, którzy przez eksplozję stracili możliwość pracy i zostali bez środków do życia, bo na przykład sklepy, w których pracowali zostały kompletnie zniszczone. To pomoc pieniężna – ludzie będą mogli kupić wodę, jedzenie, leki, cokolwiek co jest im potrzebne teraz najbardziej. W sumie, w tym pierwszym etapie pomocy, 65 rodzin dostanie od nas wsparcie. To oczywiście nie rozwiąże ich wszystkich kłopotów, ale pozwoli przetrwać ten najtrudniejszy czas.

Po tak dramatycznym wydarzeniu, które w jednej chwili zmienia życie setek tysięcy osób, trzeba reagować szybko. Chciałabym jednak zapytać o działania długofalowe. Czy zamierzacie pojechać na miejsce i pomagać w odbudowywaniu miasta lub w inny sposób wspierać Libańczyków w ich kraju? Poruszające są relacje zapłakanych mieszkańców Bejrutu, którzy przekonują, że zrobią wszystko, by pomóc miastu znowu stanąć na nogi. A do zaoferowania mają tylko i aż własną pracę.

Nasz zespół lada dzień będzie w Bejrucie, żeby pomagać w udzielaniu pomocy dla poszkodowanych rodzin, ale też jest już dla wszystkich wiadome, że skala tej katastrofy jest tak duża, że kraj, który pomagał i wciąż pomaga uchodźcom z sąsiedniej Syrii, sam teraz będzie wymagał pomocy humanitarnej. Do eksplozji doszło w najgorszym możliwym momencie, ponieważ Liban znalazł się na krawędzi krachu gospodarczego, a w ciągu ostatnich kilku miesięcy jego mieszkańcy gwałtownie ubożeli.

Spadek wartości waluty doprowadził do tego, że z dnia na dzień zaczęto zarabiać dwa a nawet trzy razy mniej. Bardzo wzrosły też ceny, zwłaszcza żywności. Zdecydowana większość towarów do kraju wpływała właśnie przez ten port, w którym doszło do eksplozji i zamienił się w pogorzelisko. Teraz w bardzo ograniczonym zakresie jego funkcjonalność jest przywracana, niemniej coraz otwarciej mówi się, że Libańczykom może po prostu grozić głód. Sytuacja wcześniej nie do pomyślenia, ponieważ ten malutki kraj był dość zamożny. Ludzie oczywiście są na skraju wytrzymałości i pełni frustracji, bo tej katastrofie można było łatwo zapobiec, ale mimo wszystko nie czuje się marazmu i zrezygnowania. Praktycznie już następnego dnia po wybuchu mieszkańcy sami zaczęli odgruzowywać domy i ulice, widać było wielką mobilizację, taką naprawdę oddolną. Ale oczywiście sami sobie z tym nie poradzą, zniszczenia są liczone w miliardach dolarów!

Jako PAH w Libanie będziemy pomagać osobom, które w tej chwili potrzebują pilnej pomocy w związku z wybuchem, ale planujemy dłuższą obecność, właśnie ze względu na stale pogarszającą się sytuację w kraju i wzrost liczby osób, którym trzeba pomóc. W Libanie mieszka też ponad milion uchodźców z Syrii, w przeliczeniu na mieszkańca to najwyższa liczba uchodźców na świecie. Ich sytuacja też jest bardzo ciężka. Na marginesie dodam, że poruszające w tej sytuacji jest też to, że wielu uchodźców oferowało pomoc poszkodowanym Libańczykom – oddawali krew, udostępniali domy.

W ciągu pięciu dni dzięki wpłatom darczyńców udało się przekroczyć wyznaczony cel – PAH zebrała ponad 130 tys. zł (zbiórka na Facebooku) na pomoc dla Bejrutu. Polacy okazali wielkie serce, jednak trzeba mieć świadomość, że kwota ta pokryje jedynie wydatki na najpotrzebniejszą pomoc, pomoc „na już". Pozytywne w tej trudnej sytuacji jest to, że wiele państw zadeklarowało mniejsze bądź większe wsparcie i jako ludzkość okazujemy pewnego rodzaju solidarność. Jak rozumiem, zważywszy na skalę zniszczeń w Bejrucie, zbiórka będzie kontynuowana, bo to niestety wciąż kropla w morzu potrzeb.

Polacy okazali po raz kolejny wielką mobilizację i wielką solidarność. To naprawdę budujące, zwłaszcza teraz, kiedy mamy dość niepewną sytuację gospodarczą i dokładnie oglądamy każdą złotówkę.

Myślę, że zbudowała się wśród nas już taka „kultura dawania", czyli stałe myślenie z troską o świecie i o innych, nawet jeśli te problemy nas bezpośrednio nie dotyczą. Widzimy, że coraz więcej osób ma do nas takie zaufanie, że nie deklaruje wpłaty na jakiś konkretny cel pomocowy, tylko piszą „niech PAH decyduje". To też świadczy, że jest przekonanie wśród naszych darczyńców, że nie ma mniej lub bardziej ważnych kryzysów na świecie, bo ludzkie cierpienie jest jednakowe.

Ale wracając do Libanu – tak, środki ze zbiórki, na tę chwilę to już jest w sumie 400 tys. złotych, pozwolą nam działać natychmiast i zaspokajać te najpilniejsze potrzeby. Oczywiście cały czas można wpłacać darowizny przelewem czy przez naszą stronę, dzięki temu będziemy mogli po prostu dotrzeć z pomocą do większej liczby osób. Na miejscu pracuje też dużo organizacji międzynarodowych, to też cieszy i daje nadzieję, że nie będzie to kolejny zapomniany kryzys. A przynajmniej nie stanie się to szybko.

Myśli Pan – jako osoba, która wielokrotnie była w Libanie – że to, co się wydarzyło scali ten naród, czy podłamie? Sytuacja w kraju jest dość dynamiczna. Kilka dni po wybuchu na ulice Bejrutu wyszły tysiące osób, które demonstrowały przeciwko elitom obwinianym za tragiczną eksplozję. Doszło do zamieszek, interweniowała policja, a uczestnicy protestu zaczęli okupować budynki ministerstw. Domagali się „upadku reżimu". Jak Pan myśli, w którą stronę Liban zrobi teraz krok?

Premier Libanu już podał się do dymisji, mało kto jednak daje wiarę, że rozwiąże to bolączki kraju. System polityczny jest tam naprawdę wyjątkowy w skali świata, ponieważ pomimo powszechnych wyborów prezydentem zawsze jest chrześcijanin, premierem muzułmanin sunnita, a przewodniczącym parlamentu muzułmanin szyita. Więc generalnie niewiele się zmienia i to ludzi bardzo frustruje. Rzeczywiście w ostatnich miesiącach widać było coraz powszechniejsze akty nieposłuszeństwa obywatelskiego np. poprzez masowe, długotrwałe strajki.

Czy katastrofa przyniesie zmianę? Jak słucham ekspertów, to jestem sceptyczny, bo jest tam swoisty klincz. Ale też słucham libańskich przyjaciół, w których się „gotuje” i być może trudno będzie dalej tę energię powstrzymywać. Libańczycy są ludźmi bardzo wykształconymi, mającymi duże aspiracje i ambicje, które trudno w kraju zaspokoić. Doprowadza to do masowych emigracji tych wykształconych, zwłaszcza do Francji i Kanady. Wyjeżdżają profesjonaliści, którzy realnie mogliby działać na rzecz kraju, ale nie mają możliwości i szukają ich po prostu gdzie indziej. Z osób, które poznałem w Bejrucie na początku lat dwutysięcznych, teraz w mieście została garstka. Reszta kraj opuściła na stałe.

Przypominają Państwo, że Liban to kraj, który „przyjął miliony uchodźców z sąsiedniej Syrii i sam teraz jest na granicy katastrofy humanitarnej". Ile czasu musi upłynąć, by otrząsnął się z tego kryzysu?

To jest szalenie trudne pytanie, bo zależy od bardzo wielu czynników. Odbudowa zniszczonej infrastruktury potrwa latami, natomiast kryzys gospodarczy może wciągnąć ten kraj w długie lata zapaści. Generalnie na świecie mamy kryzys, a tutaj mamy przypadek kryzysu nie tylko pogłębionego przez pandemię, ale też wynikającego z przyczyn wewnętrznych i regionalnych. Wybuch w tragiczny sposób wpycha Liban na bardzo złą drogę. Libańczycy są szalenie przedsiębiorczymi ludźmi, a sam Bejrut podnosił się już wcześniej z większych ruin i większych ciosów i nie mam wątpliwości, że i tym razem uda się go odbudować. Ale tym razem nie stanie się to bez pomocy z zewnątrz.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

Wesprzyj działania Polskiej Akcji Humanitarnej dla poszkodowanych w wyniku eksplozji w Bejrucie:

Czytaj też:
„O swoim życiu mówiła jak o paśmie traum”. W tych krajach woda to towar deficytowy

Galeria:
Eksplozja w Bejrucie. Tak wygląda stolica Libanu