Złoto jest postrzegane przez inwestorów jako „bezpieczna przystań” - kiedy dzieje się źle, wtedy swoje pieniądze lokują właśnie w złocie, nie zaś w akcjach, na których rynku może się wydarzyć wiele złego. W nocy 27 lipca cena uncji złota wzrosła do 1944,71 dol. Pobiła tym samym wcześniejszy rekord, który padł we wrześniu 2011 roku, kiedy to cena złota skoczyła do poziomu 1921 dolarów. Tylko w skali roku notowania wzrosły o ponad 25 procent, jednak najsilniejsze wzrosty widzimy od czerwca 2020 roku. Warto podkreślić, że jeszcze na początku pandemii, złoto kosztowało ok. 1500 dolarów za uncję. Dziś jest to już ponad 1900 dolarów.
Będzie jeszcze drożej
Dorota Sierakowska, analityk Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska w rozmowie z „Wprost” mówi, że długoterminowo ceny złota będą jeszcze wyższe. Sprzyjać ma temu panująca niepewność na globalnych rynkach związana z pandemia koronawirusa, a także problemy gospodarcze, z którymi świat będzie musiał się zmierzyć. Na wzrosty pozytywnie wpływać też będzie polityka niskich stóp procentowych, co oznacza, że dostęp do pieniądza jest tańszy niż kiedykolwiek.
Paweł Bednarz „Wprost”: Skąd te wzrosty na cenach złota?
Dorota Sierakowska DM BOŚ: Na rynku złota w tym roku widzimy kontynuację hossy, która zaczęła się już parę lat temu. Warto pamiętać, że już w 2016 roku obserwowaliśmy pierwsze próby powrotu do trendu wzrostowego, a pandemia tylko przyspieszyła ten proces.
Oczywiście w marcu br., kiedy zaliczyliśmy pierwszy krach na rynkach finansowych, to również złoto straciło na wartości. Ta zniżka trwała jednak krótko, a żółty kruszec zaczął odrabiać straty szybciej niż inne surowce. W ostatnim czasie notowania sięgnęły historycznych maksimów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.