Dziesiątki zabitych i setki rannych po obu stronach. Trwające od kilku dni w Górskim Karabachu walki między armiami Armenii i Azerbejdżanu nie wyglądają na starcie, które szybko się zakończy. Jego gwałtowności nie tłumaczą także w żaden sposób opowieści o zamrożonym konflikcie z czasów rozpadu ZSRR, który podzielił podbite kiedyś przez Rosję narody Ormiański i Azerski. W konflikcie o ormiańską enklawę Karabach, odebraną Azerom w krwawej wojnie w latach 90. nic nigdy nie działo się bez zaangażowania głównych patronów skłóconych krajów. Owszem, od czasu do czasu dochodziło do drobnych utarczek granicznych, ale decyzję o tak zmasowanych walkach, jak te trwające obecnie obie armie i oba rządy zawsze konsultowały z sojusznikami. W przypadku Armenii sojusznikiem tym jest Moskwa, połączona historycznymi więzami z prawosławnymi Ormianami. W przypadku Azerbejdżanu jest to Turcja, wspierająca pokrewny językowo, etnicznie i religijnie naród.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.