Szermierze rasowego równouprawnienia w kinie nie poddają się. Nie to, żebym miał coś przeciwko należytemu uznaniu dla artystów, którzy są dyskryminowani. Wręcz przeciwnie, Hollywood, mimo swojej sławy bastionu postępowego liberalizmu pozostaje w tej kwestii daleko w tyle za galopującą gwałtownie codziennością. Problem polega jednak na tym, że występowanie w obronie ofiar, poszkodowanych przez rasistowską i mizoginiczną branżę filmową, prowadzi do nowych form dyskryminacji.
Najlepszym przykładem jest awantura, jaka rozpętała się w świecie po informacji o tym, że izraelska aktorka Gal Gadot, znana z ekranizacji komiksu Wonder Woman, zagra słynną egipską królową Kleopatrę. Ikoniczna rola kojarzona jest powszechnie z klasyczną hollywoodzką kreacją Liz Taylor.
Okazuje się jednak, że Gal Gadot, która sama będzie film współprodukować, na wcielenie się w rolę władczyni Egiptu nie do końca zasługuje.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.