„Wściekłość i wrzask”. Taki tytuł nosi powieść z 1929 roku autorstwa Williama Faulknera, amerykańskiego pisarza, noblisty, obok Hemingwaya, Steinbecka i paru innych, najważniejszego przedstawiciela modernizmu w literaturze. Książka trudna, fabuła zagmatwana, ale historia prosta. Dotyczy Compsonów. Kiedyś szanowanych arystokratów z Południa Stanów, których rodzina rozpada się na kolejnych stronach. Tracą wiarę, tracą pieniądze, tracą szacunek wśród sąsiadów. Wina spada na Caddy, ukochaną córkę i siostrę. Chodzi o to, że wyszła za mąż, później się rozwiodła. Ale, że przede wszystkim straciła dziewictwo - taki wynalazek mężczyzn, jak tłumaczył w książce pan Compson, ojciec Caddy.
Chociaż to właśnie ona powinna być główną postacią powieści, to nie ma w niej praktycznie głosu. Jej historię opowiadają mężczyźni. Trzej bracia. Idiota Benjy. Idealista i maminsynek Quentin. I materialista Jason. Benjy nie ma poczucia czasu. Nie wie, czy siostra jest jeszcze dziewicą, czy nie. Quentin poczucie czasu ma. Chce tę tragedię jakoś zatrzymać. Ale najlepsze, co przychodzi mu do głowy, to popełnić samobójstwo. Jasona kręci przede wszystkim kasa. Ma siostrze za złe, że nie wkręciła go do pracy w banku. On sam zresztą przegrał prawie wszystko na nietrafionych inwestycjach, czyli coraz mniej rentowną uprawę bawełny.
„Wściekłość i wrzask” niewątpliwie przyniosła Faulknerowi Nobla i została uznana za jedną z najważniejszych powieści XX wieku. Chociaż od jej publikacji minęło 91 lat, to historia Compsonów powtarza się w Polsce dzisiaj, w XXI wieku. O losach kobiet decydują tutaj też przecież mężczyźni. Kobieta została postawiona przed wyborem: albo jesteś grzesznicą, albo męczennicą. Najlepiej, żeby wszystkie Polki zostały świętymi za życia. Żeby złożyły w ofierze nie tylko cierpienie matki, ale też cierpienie dziecka, które umiera w ich łonie. Państwo do tej pokuty je właśnie zmusiło. Z premedytacją, bez znieczulenia, bez pytania. Wiedząc dokładnie o tym, jaką mamy konstytucję, jaki zapadnie wyrok i kiedy zostanie ogłoszony. Dzisiaj można zgrywać cwaniaka, że po co te protesty, skoro decyzja była przesądzona. Albo patrzeć w podłogę, jak ubrane na biało posłanki PiS. Polki same się nie zdenerwowały, tylko wywołanie ich wkurwienia dokładnie obliczono na tu i teraz. I temu wkurwieniu nie ma się co dziwić, ani udawać, że się go nie spodziewano.
Compsonowie tak bardzo troszczyli się o losy Caddy, że mogłoby się wydawać, że to ona doprowadziła do ich obsesji i totalnej paranoi. Ale to nie Caddy, tylko egoizm, pieniądze i brak miłości zatruł ich życie. Caddy tę historię przeżyła. Miała wybór. Uciekła od rodziny.
Czytaj też:
Wellman o strajkach kobiet: „Kościół jest tchórzem, Kaczyński mnie nie rusza”
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.