Monika Zamachowska: Co się wydarzyło w twoim życiu w tym roku?
Hanna Śleszyńska: W marcu nagle stanęłam przed faktem zamknięcia kultury, jak my wszyscy. 10 marca zagrałam po raz ostatni. Potem już grałam z domu. Na przykład, razem z aktorami Teatru Kameralnego w Bydgoszczy inscenizowaliśmy „Wierszyki domowe” Michała Rusinka. Grałam i czytałam wiersze na żywo, a to z kuchni, a to z salonu, czy łazienki. Z Krzysztofem Jaroszyńskim nagrywaliśmy telefonami jego sztukę „O jedną kropelkę za dużo”(można ją obejrzeć na YouTube – red.), w której z Pawłem Wawrzeckim i Rafałem Rutkowskim partnerowaliśmy sobie również za pomocą telefonu. Niewątpliwie miałam przez ten czas mniejsze potrzeby, ale wciąż mam wysoki, bolesny leasing.
Na szczęście od czerwca zaczęły się normalne zajęcia na planach. „Blondynka”, „O mnie się nie martw”, „Ojciec Mateusz”, „M jak miłość”, trochę odrobiłam straty. Zagrałam kilka recitali, sztukę „Akompaniator” z Janem Jankowskim na scenie letniej w Gorzowie Wielkopolskim, „Serca na odwyku” z Cezarym i Katarzyną Żakami, oraz Michałem Pielą w Olsztynie. Lato poprawiło mi samopoczucie. Niemniej w Warszawie szykowaliśmy się wszyscy na jesień, bo po wakacjach nie wszystkie sceny jeszcze w pełni działały. No i nie zagrałam. Ani „Pięknej Lucyndy” w Teatrze 6. Piętro, ani sztuki „Roma i Julian” na małej scenie w Teatrze Kwadrat. Tę ostatnią zarejestrowaliśmy tylko kamerami.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.