Fascynujący w swojej masowości odruch ulicznego gniewu Polaków osiągnął właśnie swoją kulminację. Rytualna trasa między ośrodkami władzy w Śródmieściu Warszawy a domem Jarosława Kaczyńskiego na Żoliborzu została pokonana w ciągu ostatniego tygodnia wielokrotnie. Nawet najbardziej wytrwali uczestnicy protestów wydają się już być męczeni krążeniem w kółko i skandowaniem „Jebać PiS”. Z hasła politycznego zmieniło się to zresztą w rewolucyjne zawołanie, rodzaj pozdrowienia, pozwalającego rozpoznać, kto wróg, a kto przyjaciel.
Czytaj też:
To nie jest tylko bunt kobiet, to bunt całego pokolenia
Przyjaciół przyszło oczywiście całe mrowie, ale ilość nie przerodziła się w jakąś znacząco nową jakość. W masie utonęli co prawda krewcy radykałowie lewicy, ale też nieprzebrane tłumy nie kwapiły się zbyt ochoczo do podchwytywania radykalnych haseł proaborcyjnych. To, że władzy trzeba pokazywać środkowy palec przy każdej możliwej okazji, to wiemy nie od dziś i chętnych do udziału w tym pokazie nigdy nie brakuje. Tym bardziej, że pretekst, w postaci praktycznej delegalizacji aborcji jest oczywisty nawet dla tych, którzy na co dzień nie interesują się polityką.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.