Znana sopranistka do Zamachowskiej: pomoc dla artystów jest zerowa. Zostaliśmy z niczym

Znana sopranistka do Zamachowskiej: pomoc dla artystów jest zerowa. Zostaliśmy z niczym

Aleksandra Kurzak
Aleksandra Kurzak Źródło: Newspix.pl / Przemek Sikora
Tutaj kultura zawsze była na bardzo dalekim planie, za górnikami, nauczycielami, ochroną zdrowia, etc. W tej chwili pomoc dla artystów jest w Polsce zerowa. Tak jest z resztą od początku pandemii – mówi Aleksandra Kurzak, sopranistka operowa w rozmowie z Moniką Zamachowską. Artystka wspomina też ostatnie występy przed drugim lockdownem. – Na domiar złego ostatniego wieczora, podczas spektaklu, w którym występowałam razem z mężem, wydarzył się w Wiedniu zamach terrorystyczny. Zamknięto operę, a nas, artystów jak i wszystkich pracowników oraz całą publiczność w środku. (...) Nikogo, oprócz moich bliskich, nie interesowało, że artystka z Polski była niejako świadkiem tych wydarzeń – opowiada.

Wprost: Olu, jesteś chyba w tej chwili najbardziej znanym polskim sopranem operowym, pracujesz więcej za granicą, niż w Polsce. Jaka jest twoja sytuacja około-pandemiczna?

Aleksandra Kurzak: Rzeczywiście, tylko jakieś 10% mojego życia artystycznego to jest praca w Polsce. Trzeba też powiedzieć, że nawet międzynarodowo, w społeczności artystów operowych moja pozycja jest uprzywilejowana z racji osiągnięć i długiej, ponad dwudziestoletniej kariery. Dlatego przeżyłam, mimo że od marca teatry operowe na całym świecie są zamknięte i ci, którzy, tak jak ja, pracują na kontraktach, od projektu do projektu, a nie są pracownikami etatowymi, zostali całkowicie pozbawieni środków do życia.

Czytaj też:
Skrzypek z Grupy MoCarta wyznaje Zamachowskiej: Pojawiła się bezsenność. Czułem, że coś jest nie tak

Pandemia to tzw. siła wyższa, a że nikt nie brał do serca tej klauzuli w kontrakcie, to teraz my muzycy, tzw. wolni strzelcy, zostaliśmy z niczym.

Ja mam na razie z czego żyć, również dlatego, że jestem osobą rozsądną i nierozrzutną. Myślę, że wśród solistów operowych na świecie w tak komfortowej sytuacji jest może 10-20%. Większość, szczególnie ludzie młodzi, wchodzący na rynek, są w tej chwili w sytuacji dramatycznej.

Czy w krajach europejskich funkcjonują jakieś rządowe systemy pomocy dla artystów?

Najlepiej działa to chyba w krajach niemieckojęzycznych. W marcu artystom wypłacono 10-20 proc. kontraktów, które im przepadły, ale górna granica tych wypłat to było chyba 10 tys. euro. Tak było ze też mną. W Londynie, w Operze Królewskiej zapłacono mi za jeden z dziewięciu spektakli, które się nie odbyły. Pamiętajmy, że samo wynajęcie mieszkania na kilka tygodni podczas pracy nad spektaklem i życie w drogich miastach, jakimi są Nowy Jork czy Londyn, pochłania takie sumy, że zostaje się właściwie z niczym, jeśli planowane po premierze spektakle nie odbędą się. Teraz Niemcy wyszły z propozycją zapomogi dla artystów. To ma być jednorazowa wypłata w wysokości max. 5 tys. euro, co z naszej perspektywy może wydawać się dużo, ale przy cenach w Europie Zachodniej, to jest suma bardziej symboliczna, tym bardziej że teatry są zamknięte od 9 miesięcy i końca nie widać.

Wiem od Tomka Koniecznego, basa operowego, który pracował w tym czasie w Austrii i włączył się w walkę o honorowanie podpisanych kontraktów, że po negocjacjach z prawnikami, listach do rządu austriackiego i takiej ogólnej presji środowiska, udało się tam wywalczyć dosyć spore rekompensaty dla śpiewaków, bodajże 25 proc. wartości przepadłych kontraktów. Widzimy, że tam jest jakaś rozmowa na ten temat i coś konkretnego z niej wynika. Z kolei we Włoszech toczy się w mediach dość okropna dyskusja o tym, że artyści, to tacy trochę „klauni” i że to w sumie wszystko jest rozrywką, która niewiele wnosi do życia zwykłych ludzi.

Źródło: Wprost