Krytykowanie rządu za kompletne nieprzygotowanie do drugiej fali epidemii jest zadaniem tyleż prostym, co jałowym. Nie ma już najmniejszych wątpliwości, a kolejne dni i tygodnie odsłaniają to z całą swoją dramatyczną mocą, że rząd przespał wakacje i w kolejną fazę śmiercionośnej pandemii weszliśmy zupełnie bezbronni.
Bezbronni nie tylko jako system ochrony zdrowia, nie tylko jako przemęczeni, źle wyposażeni i źle opłacani lekarze czy pielęgniarki, ale jako całe społeczeństwo.
Kiedy fala zachorowań zaczęła gwałtownie rosnąć spanikowany rząd postanowił maskować swoją niekompetencję i nieprzygotowanie coraz to nowymi ograniczeniami i zakazami. Zarządzenia te wydawane były bez żadnego ładu i składu, bez elementarnej choćby logiki i oczywiście – co stało się już znakiem firmowym tej władzy – zawsze na ostatnią chwilę.
Czytaj też:
„Jedna z kelnerek ma pięcioro dzieci”. Jak gastronomia walczy z wirusem
Pół biedy, że z dnia na dzień pozbawiono konsumentów możliwości pójścia do sklepu, restauracji, kina, siłowni czy na basen. Już nawet nie chodzi o to, że nie sposób dociec, dlaczego nie można iść do teatru czy muzeum, ale można do kasyna, fryzjera lub kosmetyczki. Ta władza już dawno tak dalece pogubiła się w swoich działaniach, że doszukiwanie się tu jakiejkolwiek logiki jest trudem daremnym.
Recz w tym, że to co dla konsumentów czy klientów jest niedogodnością, dla przedsiębiorców, którzy z dnia na dzień stracili możliwość zarabiania na utrzymanie swoich rodzin jest prawdziwym dramatem. Ci, którzy z wiosennego lockdownu wyszli mocno poobijani, ale jednak nadal nad powierzchnią, dziś są dobijani przez kolejne zakazy, do których nikt ich zresztą nie przygotował, ani ich nie uprzedził. To oczywiście rzutuje nie tylko na nich, ale także na ich pracowników, kooperantów, podwykonawców. Na całą armię ludzi.
Czytaj też:
1,9 mln zł dla spółki Golec Fabryka? „Cieszymy się, że rząd dostrzegł naszą branżę”
Co zatem robi rząd, który swoimi decyzjami pozbawił dziesiątki tysięcy ludzi możliwości zarabiania pieniędzy? Otóż ze słowami otuchy przybywa wiceminister finansów Piotr Patkowski: „Są branże, które szczególnie odczują skutki koronawirusa. To im dedykujemy działania zaproponowane przez premiera. Wśród rozwiązań jest też możliwość przebranżowienia. Chodzi o to, żeby nowa forma działalności gospodarczej, którą podejmą, dawała możliwość rozwoju i zarabiania” – stwierdza pan wiceminister, a nam dłonie same składają się do oklasków.
Wdzięczni przedsiębiorcy już kreślą plany przebranżowienia. Restauracje w zakłady wulkanizacyjne, teatry w powierzchnie magazynowe a firmy eventowe w przedsiębiorstwa pogrzebowe.
Jednak to nie koniec złotych myśli ministra Patkowskiego. Otóż jego zdaniem sytuacja wcale nie jest taka zła. Przeciwnie: „Widzimy, że sytuacja konsumentów nie uległa pogorszeniu. Zamknięte są restauracje, kina, baseny czy kluby fitness, więc pieniądze wydawane na rozrywkę i rekreację w tym momencie zostają w kieszeni konsumentów. W tym momencie więc konsument ma czasem większą kwotę do dyspozycji, jeśli nie stracił pracy” – konkluduje okiem specjalisty pan wiceminister.
Czytaj też:
Świerzyński kontra Kult. Internauci nie przepuścili okazji. Oto najlepsze MEMY
Gdyby chodziło tu o program kabaretowy być może w tym miejscu rozległa by się gromka owacja. Niestety to nie są żarty. A może inaczej. To są żarty, które w imieniu rządu Rzeczypospolitej i w obliczu tragedii dziesiątków tysięcy ludzi, robi sobie z Polaków tegoż rządu prominentny przedstawiciel.
Sławy wiceministrowi finansów pozazdrościł wicepremier Piotr Gliński, który postanowił dołączyć do jego kabaretu. Potrzebną ideę wsparcia dla ludzi kultury zamienił w tragifarsę.
W ramach zarządzanego przez niego Funduszu Wsparcia Kultury, który rozdysponował 400 mln zł, ogromne dotacje dostały gwiazdy pop czy disco-polo, zaś ci, którym ta pomoc naprawdę jest potrzebna, musieli obejść się kwotami wielokrotnie mniejszymi. Wszystko dlatego, że geniusze z ministerstwa kultury wymyśliły taki mechanizm przydzielania dotacji, który promował najbogatszych (najlepiej samozatrudnionych), a nie kosztowne instytucje kultury wysokiej, które na codzienne funkcjonowanie naprawdę potrzebują pieniędzy.
Zwykły przedsiębiorca, który stanowi sól polskiej gospodarki może liczyć od państwa na 5000 zł mikrodotacji, 2080 zł postojowego i czasowe zwolnienie z ZUS. Gwiazdy estrady, na co dzień zarabiające miliony, mogą liczyć na kolejne miliony z kieszeni podatników. Jednym gestem rząd wymierzył policzek tysiącom upadających albo wciąż walczących jeszcze o przetrwanie przedsiębiorcom i ich pracownikom.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.