Dziś przedstawię Państwu obszerne fragmenty jednej z wiadomości, którą odebrałem niedawno. Jest to szczera i bardzo smutna opowieść na temat, jak łatwo wpaść w sidła pętli kredytowej. I jak ogromnie negatywny wpływ na życie takiej osoby ma stan, kiedy w takiej sytuacji się znajdziemy. I nie umiemy wypracować w sobie odpowiednich mechanizmów obronnych. Oto fragmenty opisanej wiadomości. To historia „z życia wzięta”. Przytaczam list w całości:
A zaczęło się tak niewinnie…
„Moja walka z długami wiąże się z sektorem lichwy, a nie kredytów bankowych, niemniej jednak istota problemu jest taka sama. Moje zadłużanie zaczęło się typowo: w grudniu 2017 r. poważnie zachorowałam. Pielgrzymki po prywatnych gabinetach, operacja. Strach, co dalej i skąd wziąć pieniądze na leczenie. Przy mojej pensji, najniższej krajowej, zero szans na kredyt w banku, popełniam najgorszy błąd w życiu: w desperacji biorę chwilówkę w X. Pierwsza kwota na zachętę, z możliwością dobrania większej sumy. Trochę brakuje mi do jej spłaty a priorytetem dla mnie jest rzetelne i terminowe spłacanie swoich zobowiązań. Za wszelką cenę, bo tak mnie nauczono.
Czytaj też:
Poradnik Krzysztofa Oppenheima: Toniesz w długach? Zmień „twarz” to przestaną cię nękać
Biorę więc kolejną chwilówkę - na spłatę poprzedniej. I tak zaczęłam zaciągać sobie na szyi pętlę. Byłam jak w dzikim amoku porażona strachem, żeby się tylko nie spóźnić ze spłatą pożyczek. Brałam więc kolejne na spłatę jednych i refinansowanie pozostałych. Brałam te chwilówki regularnie, co miesiąc w tych samych parabankach i czułam się jak wzorowa uczennica, która na czas zawsze odrabia zadanie domowe.
Szybki pieniądz: pułapka, w którą tak łatwo się wpada…
Procedura przyznawania chwilówek? Kliknięcie kwoty, zatwierdzenie i czas badania zdolności kredytowej klienta – to ledwie kilka sekund, bo robi to system informatyczny. Lichwiarze dla stałych i rzetelnych klientów mają „prezenty” w postaci przyznania coraz wyższych kwot do pożyczenia. Czyli kiedy klient dojdzie do ściany, np. u mnie przy pensji 1650 zł lichwa proponuje i przyznaje mi bez zająknięcia np. 6 tys. zł. Czyż to nie jest celowe działanie parabanku na niekorzyść własnego przedsiębiorstwa, podyktowana chciwością i chęcią zysku?
Dzień, kiedy przychodzi przebudzenie: kac przeogromny…
Swój sznur na szyi ukręciłam przez rok, tj. w okresie od grudnia 2017 do listopada 2018 roku. Do chwili gdy już nie miałam gdzie pożyczyć na spłatę pożyczek. Z tyłu głowy czułam, ze coś jest nie tak. Ale nie wyobrażałam sobie nie spłacać pożyczek. Bałam się tego, ale w końcu usiadłam i policzyłam swój dług: 95 tys.zł w 25-ciu chwilówkach łącznie. Szok, przerażenie. Co teraz się stanie, kiedy przestanę spłacać?
Windykacja, to było dla mnie słowo jak z koszmaru. Wtedy znalazłam w sieci, na forum dla zadłużonych, podobne historie. I dopiero wtedy zrozumiałam w co się wpakowałam. Tam też się dowiedziałam, że należy przestać spłacać chwilówki i nie zadłużać się dalej. Że trzeba podjąć walkę.
Windykacja po polsku, czyli: jak upodlić człowieka?
Na początku odbierałam telefony z windykacji. Nikt mnie w życiu tak nie sponiewierał i nie zeszmacił. Wiec zaczęłam walkę: z windykacją przez nie odbieranie telefonów, potem zmieniłam numer telefonu. Nie rozmawiałam także z windykatorami terenowymi.
Skupiłam się na najważniejszym: odbieraniu pism od windykacji oraz z sądu, założeniu konta w e-sądzie w Lublinie oraz w portalu sądu rejonowego, bo wiadomo że trzeba będzie bronić się w sądzie. Znalazłam prawnika, który specjalizuje się w obronie procesowej przed chwilówkami w sądzie. Na 25 chwilówek, 12 zostało w międzyczasie sprzedanych do, zwykle szemranych, funduszy zarejestrowanych w rajach podatkowych.
Kiedy demony na dobre zagoszczą w twojej głowie…
Nie podjęłam tylko walki najważniejszej: ze sobą. Moim życiem miotają demony, ciągły patologiczny wyrzut sumienia i poczucie winy. Czuję się nic niewartym śmieciem. Mam wrażenie, że wszyscy wiedzą o moich długach. Kiedyś nie rozumiałam, jak to jest żyć z dnia na dzień, dzisiaj tak właśnie żyję. Jak zombie. Ten permanentny strach, co dalej, że nie wyjdę z długów do końca życia, paraliżuje mnie od roku. To jak katatonia. Mam problemy z decyzyjnością, wypadłam z rynku pracy.
Czytaj też:
Musiałeś zamknąć biznes przez lockdown? Są metody, żeby z tym walczyć
Wie Pan, że nie potrafię podjąć pracy, bo uważam, że wszyscy dowiedzą się o moich długach, że nie poradzę sobie z najprostszymi czynnościami. Mam myśli samobójcze, wiele razy je odraczałam...
Moje myśli zdominowało przekonanie, że najważniejsze w życiu są pieniądze. A dokładniej - wolność od długów. Więc demony w mojej głowie to jedno, ale największym ciosem jest dla mnie postawa większości sędziów, orzekających w sprawach o zapłatę. Niestety, większość sędziów stoi po stronie lichwy, twierdząc, że to poważne instytucje finansowe. A dłużnik to nieodpowiedzialny idiota, który z zaciągania pożyczek uczynił sobie stałe źródło dochodu. Znam osoby, którym sędzia napisał takie słowa w uzasadnieniu wyroku.
Komornikofobia: jak to strasznie boli!
Obecnie jestem po 10 sprawach w sadzie rejonowym z czego: 7 wygrałam, dwie dopiero się odbędą. I niestety - jedna przegrana w tym tygodniu po mojej apelacji, co mnie kompletnie załamuje. To dług kupiony przez firmę windykacyjną, zresztą bezwzględną w działaniu. Firma posiada wadliwą umowę cesji, co mój pełnomocnik podniósł. Firma ta nie udowodniła przed sądem prawa do długu, a mimo to sędzia z sądu okręgowego podtrzymał wyrok I instancji. To 5,5 tys. zł do zapłaty. Na dniach odwiedzi mnie komornik, bo nie mam takiej kwoty, a z tym wierzycielem na ugodę nie ma szans.
Bilans mam taki: nie mam żadnego majątku, nie mam nieruchomości, mieszkam u rodziców. Konto mam puste, nie mam pracy.
Żal mi tylko moich rodziców, bo będą musieli doświadczyć „uroków” wizyty komornika, który pewnie zajmie im telewizor i nie wiadomo, co jeszcze. Pewnie całe wyposażenie i sprzęty, choć przecież jest to własność rodziców. Ciekawe, jak to udowodnię komornikowi. Reasumując, długi to najstraszniejsza rzecz w życiu. Niszczą relacje z bliskimi, zabijają człowieka psychicznie i fizycznie. Przepraszam za tak przydługiego maila i pozdrawiam”.
Czy tę panią da się jeszcze uratować?
Nie wiem. Problem jest w tym, że ja mogę działać wyłącznie na zlecenie klienta. W opisanym przypadku narzucającym się i w miarę prostym rozwiązaniem jest właśnie upadłość konsumencka. I takowe zaproponowałem autorce listu. Nie mam na razie odpowiedzi.
W następnym odcinku Poradnika, wrócę do tematu pułapki kredytowej, w którą tak często wpadają nasi rodacy. Kolejna część ukaże się pod tytułem:
Pętla kredytowa niejedno ma imięKrzysztof OPPENHEIM: ekspert finansowy, związany z bankowością od 1993 r. Specjalizuje się m.in. w antywindykacji, pomocy frankowiczom oraz zadłużonym przedsiębiorcom, a także w upadłości konsumenckiej. Wiceprzewodniczący Zespołu Roboczego ds. Upadłości i restrukturyzacji, działającego w ramach Rady Przedsiębiorców przy Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców. Założyciel Fundacji Praw Dłużnika „Dłużnik też Człowiek”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.