Magdalena Rigamonti: Jakim był pan ojcem?
Wojciech Jaruzelski: Kiepskim. Złym nawet.
Bo ważniejsza była polityka niż rodzina?
Bo było mnie mało w domu i córce nie poświęciłem wystarczająco dużo czasu. I ona w tej swojej książce daje temu wyraz. Jednak wie pani – albo, albo. Albo rodzina, albo służba. Byłem ministrem obrony narodowej. Wyjazdy, ćwiczenia, poligony, dużo roboty, zaangażowanie. W domu bywałem gościem. I mam niedosyt.
Pana córka Monika ma 50 lat.
Wiem. Ja będę miał 90. A w wojskowy mundur wszedłem w 1943 r. Szkołę oficerską kończyłem na terenie Związku Radzieckiego w Razaniu. I wojsko stało się dla mnie domem, rodziną, wszystkim. Kocham wojsko w każdym jego wcieleniu. Dopiero 20 lat później urodziła się córka.
A pan chciał syna.
Żona chciała syna. Ja cieszyłem się z córki. Wiedziałem, że córka jest bliżej rodziców.
Bardziej kocha?
Nie o to chodzi. Bliżej po prostu.
To dlaczego mówił pan do niej „Gustaw”?