Cofnijmy się do mojego tekstu sprzed ponad 6 lat o tytule: „Lewandowski from Poland”. Nawiązywałem nim do polskiej wódki… Przytoczę fragmenty aktualne i dziś: „Sport i sportowcy to bardzo efektowna i tania forma promocji dla kraju bez Koloseum, wieży Eiffla, ogrodów Gaudiego, ciepłego morza i tras narciarskich. Pamiętam z Chicago plakat promujący polski produkt, wódkę żytnią o treści: From Poland, where wodka was born (…).
I dalej: „We Włoszech taksówkarz czy barman zapytani o polskiego piłkarza odpowiadają: Zibi Boniek. Z Polaków znają Karola Wojtyłę I Lecha Wałęsę. To koniec, żadnych innych nazwisk, produktów, firm (…). Na targu staroci w Wiedniu widziałem… nową koszulkę Messiego i Neymara, na straganach śródziemnomorskich kurortów – koszulki Ronaldo, Rooneya, Inniesty (…). Czego można życzyć sympatycznemu piłkarzowi z Leszna? Taksówkarzy i barmanów wymieniających jego nazwisko i kraj, w którym, jak wódka Żytnia, was born”.
Czytaj też:
Robert Lewandowski najlepszym piłkarzem na świecie! Prestiżowa nagroda dla Polaka
Życzenia się spełniają. Tego lata, w nadmorskiej Chanii, na greckiej Krecie zrobiłem audyt koszulek na straganach. Z wymienionych wyżej ubył Rooney i Inniesta, doszedł Mbappe i… Lewandowski. Przy całym szacunku dla konkursów, plebiscytów i wynurzeń piłkarskich ekspertów, koszulka na straganie jest najwyższym honorem. A że to podróbka (czego w zasadzie nie pochwalam), to dobrze. W Rzymie na prestiżowej uliczce Via Condotti jedna z kamienic, to duży trzypoziomowy sklep Burberry ze znanymi szalikami w kratkę za 350 euro. Pod sklepem czarnoskóry mężczyzna z naręczem „takich” szalików po 25 euro. Nikt go nie przegania. Po co? To „ambasador marki”.
Czytaj też:
Spór Cezarego Kucharskiego i Roberta Lewandowskiego. Zapadły pierwsze decyzje sądu
Robert Lewandowski został teraz wybitnym ambasadorem marki jaką jest Polska. To gracz Bayernu Monachium, klubu z Bawarii, który wygrał wszystko, co było do wygrania. Ale też kapitan polskiej reprezentacji.
W ubiegłych latach Lewandowski był niedoszacowany. Mówiono, że gracz Bundesligi, rozgrywek mniej popularnych od hiszpańskich czy angielskich, i na dodatek Polak, nie ma szans na wielkie indywidualne nagrody.
Że ma marketingowy defekt, polegający na profesjonalizmie i normalnym życiu prywatnym. Wiadomo, Ronaldo jest showmenem, na Maderze skąd pochodzi, stoi pomnik piłkarza, którego krocze jest wyczyszczone na wysoki połysk przez… dotykających je turystów. Messi jest jego radykalnym przeciwieństwem. W jednej z biografii piłkarza Barcelony autor daje odpowiedź na pytanie, dlaczego Argentyńczyk nie udziela wywiadów. Problem nie w niechęci mediów, czy w trudności z uzyskaniem zgody. Messi – jak czytamy – po prostu nie ma za wiele do powiedzenia. Jakaś tam odmiana autyzmu, w dzieciństwie zastrzyki by cokolwiek urósł, to wszystko marketingowo bardzo procentuje.
Czytaj też:
Anna Lewandowska zdradziła przepis na bezglutenowe pierniki świąteczne. Spróbujesz?
Ale też marketingowo dla Polski dobrze, że Lewy to normalny człowiek, profesjonalista. Wiadomo, jak to bywało z wizerunkiem Polaków na Zachodzie. Zabierający Francuzom pracę zapijaczony polski hydraulik, złodziej niemieckich samochodów itp.
Czego teraz możemy życzyć najlepszemu piłkarzowi świata? By był nim jak najdłużej. O resztę możemy być spokojni.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.