Wszyscy dziś mówią, że chwiejące się od dawna amerykańskie imperium upadło jak Rzym pod naporem barbarzyńców. Kapitol to świątynia amerykańskiej demokracji. Dziś został zdobyta i splądrowana przez sfrustrowanych weteranów wojennych i agresywnych rednecków z prowincji, prowadzonych przez półnagiego, wytatuowanego faceta z dzidą w ręce i futrzaną czapą z rogami bizona na głowie. Jake Angeli, niespełniony aktor i wyznawca teorii spiskowych z Arizony, przejdzie do historii jako twarz tej ruchawki, wraz z uśmiechniętym gościem w czapce z pomponem, który wynosi z Kapitolu mównicę liderki demokratów Nancy Pelosi.
Nad malowniczymi postaciami buntowników szturmujących Kapitol unosi się jednak długi cień sfrustrowanego polityka, niezdolnego do pogodzenia się z własną porażką. Amerykańska demokracja jakoś tę frustrację wytrzyma. Tworzący ją polityczny establishment, zarówno demokratyczny, jak i republikański, z lubością nabije jednak Donalda Trumpa na pal, wykorzystując wszelkie dostępne środki.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.