Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych odbyły się 3 listopada. Była to jednak oficjalna data ich przeprowadzenia, a głosować ze względu na zagrożenie epidemiczne wywołane przez koronawirusa, można było już wcześniej w sposób korespondencyjny. Na początku stycznia Kongres zatwierdził wyniki głosowania Kolegium Elektorów. Ostatecznie kandydat Partii Demokratycznej Joe Biden zdobył 306 głosów elektorskich, a prezydent ubiegający się o reelekcję Donald Trump – 232. Na obrady Kongresu były zwrócone oczy całego świata, ponieważ naznaczyły je zamieszki, które miały miejsce na Kapitolu.
Złożony proces, który prowadzi do wyłonienia prezydenta Stanów Zjednoczonych zwieńczy zaprzysiężenie Joe Bidena, które zostało zaplanowane na środę 20 stycznia. Donald Trump zapowiedział, że nie pojawi się na uroczystości.
– Wpisuje się to w politykę kontestowania wyboru Joe Bidena przez Donalda Trumpa, który bardzo długo kwestionował legalność tego wyboru. To doprowadziło do wydarzeń, które miały miejsce 6 stycznia na Kapitolu. Później jakkolwiek odciął się od tych, którzy szturmowali sam Kapitol, to nie zmienił zdania na temat wyborów prezydenckich. W tej kwestii jest konsekwentny. W tym wypadku widać wyraźny rozdźwięk już między samym odchodzącym prezydentem a establishmentem Partii Republikańskiej. Partia Republikańska nie współbrzmi w tej kwestii z prezydentem Trumpem – ocenił w rozmowie z Wprost.pl dr Marcin Fatalski z Instytutu Amerykanistyki i Studiów Polonijnych Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Decyzję o niepojawieniu się na zaprzysiężeniu Joe Bidena odczytywałbym jako dążenie do utrzymania w przyszłości dotychczasowej szczególnej pozycji w życiu politycznym i publicznym Donalda Trumpa. Rzecz polega na tym, że prezydent Trump nie zamierza wycofywać się z życia publicznego i w związku z tym potrzebna mu jest baza ludzi, którzy w niego wierzą. Nieuznanie wyniku wyborczego w przekonaniu Donalda Trumpa jest bardzo istotnym elementem jego tożsamości politycznej i wizerunku – kontynuował ekspert.
Bojkot zaprzysiężenia Joe Bidena można zdaniem dr. Marcina Fatalskiego oceniać w kontekście aspiracji politycznych Donalda Trumpa. – To jest kolejny krok będący konsekwencją dotychczasowych wyborów Donalda Trumpa i krok w kierunku budowania własnego obozu. Czy to będzie obóz polityczny, czy to będzie kwestia jakiegoś odbiorcy publicznego, bo może Donald Trump będzie bardziej starał się być gwiazdą mediów, jedno zresztą nie wyklucza drugiego – to przyszłość pokaże – analizował ekspert.
Zaprzysiężenie Joe Bidena. Czy dojdzie do zamieszek?
Zaprzysiężenie Joe Bidena będzie przebiegało w wyjątkowy sposób. Z powodu pandemii koronawirusa inauguracji prezydentury nie będą śledzić tłumy zgromadzone na błoniach przed Kapitolem. Z uwagi na wydarzenia, do których doszło 6 stycznia, zapowiadana jest wzmożona praca służb, a Kapitol określany jest „twierdzą”. Czy może ponownie dojść do zamieszek?
Myślę, że Amerykanie w tej chwili przygotowują się do tego, żeby do podobnych wydarzeń, do tych które rozegrały się na Kapitolu, nie doszło. Nawet jeśli pojawią się jakieś grupy, które będą próbowały zakłócić uroczystości, to myślę, że służby państwowe będą nieporównanie lepiej przygotowane do ewentualnego uporządkowania sytuacji w porównaniu do tego, co wydarzyło się 6 stycznia – analizował doktor Marcin Fatalski.
Lady Gaga zaśpiewa hymn, Tom Hanks poprowadzi show. „To jest spektakl”
Podczas ceremonii zaprzysiężenia, ale także po głównych uroczystościach swoją obecność zaznaczą gwiazdy. Lady Gaga zaśpiewa hymn Stanów Zjednoczonych. Amerykanie będą mogli obejrzeć także specjalny program, który poprowadzi Tom Hanks. Wystąpią w nim m.in. Jon Bon Jovi, Justin Timberlake czy Demi Lovato.
– Zawsze jest tak, że to jest spektakl. Zaprzysiężenie prezydenta to jest ważny element z punktu widzenia procesu demokratycznego. Amerykanie, jak każdy dojrzały naród, są przywiązani do pewnego rodzaju rytuałów. Już pomijam fakt, że to jest wymóg konstytucyjny, prezydent musi zostać zaprzysiężony – powiedział dr Marcin Fatalski.
Ekspert zaznaczył, że „obecnie często osoby ze świata artystycznego dają wyraz swoim poglądom politycznym”. – Ameryka jest krajem głęboko podzielonym, nie ona jedna. Być może fakt, że artyści, twórcy dają wyraz swoim poglądom, bardziej się przebija. Inna sprawa, w jakim zakresie to wpływa na decyzje wyborcze, bo jest trochę tak, że ci którzy są przekonani to są przekonani, tutaj żaden artysta nie pomoże – analizował w rozmowie z Wprost.pl.
– Zawsze było tak, że środowiska artystyczne miały bardziej liberalne przekonania. Nie jest żadnym zaskoczeniem, że wielu artystów będzie brało udział w zaprzysiężeniu. Inna rzecz, że zdarzały się także sławy, które miały inne poglądy polityczne w USA. Można tutaj wspomnieć Clinta Eastwooda. Ich jest mniej, o poglądach bardziej konserwatywnych, identyfikujących się ze światem prawicy amerykańskiej – stwierdził dr Marcin Fatalski.
Co dalej? „Przed Bidenem stoi poważne wyzwanie rządzenia krajem podzielonym”
Ekspert z Uniwersytetu Jagiellońskiego prognozował, że Joe Bidena już na początku prezydentury czeka niełatwe zadanie. – Przed Bidenem stoi poważne wyzwanie rządzenia krajem podzielonym. Zaprzysiężenie prezydenta będzie się odbywało kilkanaście dni po przykrych wydarzeniach, w pewnym sensie tragicznych, bo kilka osób poniosło w czasie zamieszek na Kapitolu śmierć – stwierdził dr Marcin Fatalski.
Chodzi o to, żeby uroczystość zaprzysiężenia nie była wydarzeniem kojarzącym się z kontestowaniem przez Donalda Trumpa wyników wyborów, z tym dramatem, który się rozegrał na Kapitolu, tylko raczej spojrzeniem w przyszłość. To będzie takie amerykańskie w tym sensie. Myślę, że Amerykanie wciąż są narodem, który próbuje otrząsnąć się z pewnych negatywnych doświadczeń i mają taką zdolność do samooczyszczania się i pójścia do przodu – podsumował dr Marcin Fatalski z Instytutu Amerykanistyki i Studiów Polonijnych Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Czytaj też:
Zaprzysiężenie Joe Bidena na prezydenta USA. Co zaplanowano?