Dziś jest tak. Kolejne branże wyciągają, co nie jest dziwne, ręce po finansową pomoc ze strony państwa. Skoro rząd zapowiada, że gminy górskie dostaną rekompensatę za utracone zyski zimą to od razu zgłaszają się z pretensjami gminy nadmorskie, że one nie gorsze od tych z południa kraju, że do nich też ludzie jeździli w czasie ferii, bo przecież nie każdy jest narciarzem i nie brakuje ludzi, którzy zimą wolą spacery po plaży. I trudno się dziwić gminom znad morza.
Ponieważ w kasie państwa widać już dno, to jest oczywiste, że będzie przybywać tych obrażonych na rząd, który nie da rady zadośćuczynić wszystkim żądaniom.
Po sondażowych słupkach na razie jeszcze nie widać rosnącej społecznej złości i wydaje się, że obecnej władzy nic nie jest w stanie zaszkodzić. Tak się tylko wydaje, bo prawdziwy kryzys dopiero przed nami.
Czytaj też:
Zdrojewski: Platforma jest w zawieszeniu. Mam świadomość traconego czasu i okazji do ofensywy
Ale czy to właśnie skutki koronawirusa będą gwoździem do trumny obecnej ekipy rządzącej? Takie myślenie może być kuszące dla Platformy Obywatelskiej. Zresztą aktywność jej liderów, a raczej brak tej aktywności, może potwierdzać ten scenariusz. Jest pokusa, by włączyć tryb „na przeczekanie”. I czekać aż Zjednoczona Prawica sama się wywróci pod naporem społecznego niezadowolenia, wywołanego kryzysem po pandemii.
Ostatni transfer z drużyny Borysa Budki do drużyny Szymona Hołowni może świadczyć o tym, że nie wszystkim działaczom PO podoba się tylko czekanie na wywrotkę PIS-u. Joanna Mucha liczy pewnie na to, że bardziej opłaci się jej politycznie przejście do Hołowni, bo widać, że Polska 2050 skutecznie rozpycha się na scenie.
Czytaj też:
Joanna Mucha dołącza do ruchu Szymona Hołowni, Polska 2050
Minęło już sporo czasu od wyborów, a nowy ruch całkiem nieźle sobie radzi. Buduje lokalne struktury, gromadzi zwolenników, mądrze posługuje się social mediami. A PO w tym czasie przysypia. Oczywiście ten sen może wyjść Platformie na zdrowie w sytuacji, gdy gospodarka zapadnie na ciężkie powikłania po przejściu wirusa. Ale pamiętajmy, że kolejne wybory przypadają na 2023 rok. To dużo czasu.
Jeśli nie stanie się nic takiego, co doprowadzi do wcześniejszej elekcji, to PIS może się wylizać po chorobie. A potem znowu zagrać znaną kartą, czyli sypnąć ludziom groszem.
Wyobraźmy sobie taki scenariusz: krótko przed wyborami rząd ogłasza, że zmienia program 500+. I że to nie będzie 500 tylko np. 700+, bo przecież po drodze inflacja mocno nadgryzła moc tych pięciu setek, dzięki którym obóz Jarosława Kaczyńskiego wygrał w 2015 roku. Przy okazji rząd ogłosi wprowadzenie progu dochodowego i ci bogatsi nie dostaną ekstra pieniędzy na dzieci. Tradycyjny elektorat PIS klaśnie w ręce zadowolony, że będzie miał więcej. A ci bogatsi i tak zazwyczaj nie głosowali na PIS, więc głosów nie ubędzie.
Tak czy siak koronawirus na pewno pomoże jednej partii, a innej zaszkodzi. Tylko jeszcze nie wiadomo której…
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.