Jednym z ważniejszych bóstw w starożytnym Rzymie był Janus. Przedstawiano go jako brodatego mężczyznę mającego dwie (a czasami nawet cztery) twarze, a każda z nich patrzyła w inną stronę świata. Janus był bogiem wszelkich początków; to od niego wzięła się łacińska nazwa stycznia (Ianuarius).
Po węgiersku styczeń to Január, łaciński źródłosłów tej nazwy oczywisty. Ale też przyglądając się węgierskiej polityce, wyraźnie widać jej janusowy charakter.
O ile większość państw regionu prowadzi politykę wyraźnie proeuropejską, to Viktor Orbán próbuje ciągle ją rozgrywać na kolejnych płaszczyznach. I dla każdego partnera ma inną twarz.
Do tego, że Orbán w kierunku Brukseli kieruje oblicze mocno marsowe, zdążyliśmy się przyzwyczaić. Podobnie jak do tego, że puszcza oko w kierunku Moskwy oraz że Warszawę regularnie obsypuje komplementami (vide ostatni szczyt UE). Ale teraz coraz wyraźniej widać jego kolejną twarz – skierowaną w stronę Chin. I jest to twarz szeroko uśmiechnięta, od ucha do ucha. Najważniejsi węgierscy politycy obozu władzy widzą w Pekinie swojego wielkiego, zaufanego, sprawdzonego przyjaciela.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.