Po wszystkich lockdownach, obostrzeniach, ich luzowaniu i zaciskaniu, w Polsce doszło do kolejnego zjawiska. Opowiedziała mi o nim ostatnio właścicielka znanej warszawskiej dyskoteki, do której parę dni temu zadzwonił tajemniczy inwestor. Nie chce podawać swojego imienia i nazwiska, żeby takich „inwestorów” nie zadzwoniło do niej więcej.
Rozmowa zaczęła się od krótkiego pytania – Państwo już upadli? – spytał głos w słuchawce. – Bo ja chciałbym ten klubik od was odkupić – dodał mężczyzna po chwili i zaproponował spotkanie na szybką kawę. Właścicielka, chociaż ciężar długów przyciska jej coraz mocniej gardło, za szybka kawkę podziękowała.
– Dzwonią też do moich znajomych. Rozmowa zaczyna się zawsze tak samo – czy jeszcze żyją, czy już upadli – opowiada mi kobieta. Ona się nie zgodziła, ale wielu się godzi.
Dzwonią do hotelarzy, restauratorów, właścicieli kawiarni, pubów, klubów, które już prawie od roku, z niewielkimi przerwami, stoją zamknięte. – Można ich nazwać biznesmenami, a można szabrownikami – mówi moja rozmówczyni. Ktoś spyta, kto mądry inwestuje dzisiaj w knajpę albo klub nocny, jak nie wiadomo, co będzie jutro, a co dopiero przez najbliższy rok. Ale kiedy właściciel knajpy z milionem długu, podłączony do rządowej kroplówki, stoi przed wyborem: czekać aż wejdzie komornik, który zlicytuje mi knajpę za połowę wartości czy szybko sprzedać ją samemu? To decyzja wydaje się prosta.
Czytaj też:
Michał Dworczyk komentuje spekulacje dot. luzowania obostrzeń. „Są to przecieki”
Z punktu widzenia inwestora czas na takie telefony do podupadających przedsiębiorców jest dobry. Lockdown powoli odpuszcza. Mówi się, że obostrzenia znikną na wiosnę, w najgorszym wypadku przed wakacjami. Taki inwestor będzie miał akurat parę miesięcy na podrasowanie menu, wystroju i zatowarowanie.
W wakacje przyjdą do niego goście, którzy może i będą z podziwem patrzeć, że jaka to musi być dzielna knajpka, że przetrwała całą pandemię i dalej stoi na nogach. Może przy dobrym napiwku kelner szepnie wtedy słówko, że po starej knajpce to krzesła i mydełko w toalecie tylko zostały, bo właściciel już nowy. A stary sprzedał wszystko, żeby jakoś wylizać się z długów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.