Całe media w rękach władzy, czyli jak Orban i Fidesz przejmowali niezależne tytuły

Całe media w rękach władzy, czyli jak Orban i Fidesz przejmowali niezależne tytuły

Premier Węgier Viktor Orban
Premier Węgier Viktor Orban Źródło: Newspix.pl / ABACA
W środę 10 lutego w polskich mediach trwa protest pod hasłem „Media bez wyboru” przeciwko rządowej propozycji nowego podatku od przychodu z reklam. Przy okazji warto przyjrzeć się, jaki efekt miały reformy na rynku medianym na Węgrzech, gdzie podobna danina obowiązuje od 2014 roku.

Reforma mediów i doprowadzenie do sytuacji, w której udział węgierskiego kapitału na rynku medialnym przekracza 50 proc., były jednymi z głównych celów . Premier Węgier uważał, że to właśnie nierównowaga wśród właścicieli mediów była jedną z głównych przyczyn porażki Fideszu w wyborach w 2002 roku. Politykowi przeszkadzało, że główny liberalny tytuł po 1989 roku – „Nepszaadsag” – należy do niemieckiego koncernu Bertelsmann. Właścicielami innych popularnych tytułów były m.in. koncerny: Axel Springer, angielski Associated Newspapers czy austriacki Funk Verlag und Druskerei.

Działacze Fideszu uzasadniając konieczność wprowadzania zmian wspominali o „konieczności przełamania monopolu obcego kapitału, zachowaniu równowagi między podmiotami państwowymi i zagranicznymi i przywróceniu pluralizmu”. Twierdzili również, że „w mediach przeważa narracja lewicowo-liberalna”. Brzmi znajomo?

Największa opozycyjna gazeta sprzedana w jeden dzień

Osiem lat później podczas kolejnych wyborów Fidesz popierały już m.in. dziennik „Magyar Nemzer” oraz stacja telewizyjna Hir TV, a także wiele mniejszych tytułów. Pół roku po przejęciu władzy powołano Narodowy Urząd ds. Mediów i Komunikacji, który jest odpowiedzialny za przyznawanie częstotliwości nadawcom. Tylko dzięki ogromnym protestom i naciskom ze strony nie przegłosowano przepisów, w myśl których państwowej kontroli podlegałyby blogi internetowe, a dziennikarze musieliby ujawniać źródła swoich informacji. Veronika Jóźwiak z PISM zauważa, że w 2015 r. prawnie zawężono zakres dostępu do informacji publicznej w sprawach związanych z działaniami rządu, szczególnie z wydatkowaniem środków publicznych.

W listopadzie 2018 r. powstała Środkowoeuropejska Fundacja Prasy i Mediów. Organizacja ta zrzesza ponad 500 tytułów. Według niezależnych analityków działania fundacji przyczyniły się do faktu, iż obecnie przeważająca większość mediów jest kontrolowanych przez władze państwowe. Przez lata Fidesz podporządkował sobie lub zamknął wiele tytułów. „Nepszabadsag” trafił w ręce jednego z najbogatszych Węgrów, a prywatnie kolegi Viktora Orbana – Lorinca Meszarosa. Gazeta została wykupiona i zamknięta w ciągu niemal jednego dnia po tym, jak ujawniono materiały o podróżach ministra Antala Rogana.

Ostatnia niezależna stacja radiowa straciła koncesje

W lipcu 2020 roku po zwolnieniu redaktora naczelnego portalu Index.hu Szabolcsa Dulla, w ramach protestu z pracy odeszli wszyscy dziennikarze. Sześć lat wcześniej analogiczną akcję przeprowadzono w przypadku portalu Orgio.hu. W konsekwencji oba portale zaczęły zamieszczać wyraźnie prorządowe treści.

Dziennikarze, którzy tworzyli Index.hu się jednak nie poddali. Stworzyli serwis Telex.hu utrzymujący się z wpłat crowdfundingowych. 9 lutego media obiegła informacja, że ostatnia niezależna węgierska stacja radiowa straciła koncesje na nadawanie. Radio Klubradio przegrało sprawę w sądzie apelacyjnym. Rozgłośnia będzie mogła emitować audycje tylko do 14 lutego. Jako powód odebrania licencji mówiono m.in. o złożeniu raportów programowych z opóźnieniem. Dyrektor Klubradio Andras Arato tłumaczył jednak przed sądem, że wiele innych mediów popełniono ten sam błąd, jednak im koncesja nie została zabrana.

Z większości węgierskich mediów sączy się propaganda na niespotykaną dotąd skalę. Praktycznie nie ma dnia, by Węgrzy nie dowiadywali się o kolejnym „antypaństwowym spisku Sorosa” czy „hordach imigrantów szturmujących unijne granice”. Prorządowe gazety czy telewizje przemilczają natomiast kwestie związane z interesami Orbana z Rosją i Chinami. Niezależne tytuły, które próbowały jakoś przetrwać na rynku, były karane poprzez zrywanie umów na prenumeraty w instytucjach publicznych oraz zmniejszanie źródeł dochodu przez wycofywanie reklam państwowych spółek.

Węgry. Nie ma ani jednej ogólnokrajowej telewizji, która działa w kontrze do rządu

Władze zwiększyły swoje udziały nie tylko w mediach państwowych, ale również prywatnych poprzez wykupienie udziałów. Think tank Mertek, który przeprowadził analizę na zlecenie polityka Zielonych Svena Giegolda podawał, że w 2019 roku aż 77,8 proc. węgierskich mediów donoszących o wydarzeniach politycznych należało do państwa albo osób związanych z władzami. Niemiecki koncern Funke Mediengruppe z Essen pozbył się udziałów w dzienniku ekonomicznym „HVG” a grupa medialna z Monachium w stacji TV2.

Dr Dominik Hejj, politolog z Instytutu Europy Środkowej i redaktor naczelny portalu Kropka.hu mówił w rozmowie z Wprost, że obecnie na Węgrzech funkcjonuje duży konglomerat mediów prorządowych, a tytuły, które nie sprzyjają Fideszowi, powoli znikają. – Obecnie nie ma ani jednej ogólnokrajowej telewizji ani rozgłośni radiowej, która działa w kontrze do rządu. Chyba, że mówimy o RTL, ale jest to stacja o tematyce rozrywkowej, nie politycznej. Opozycyjni dziennikarze tworzą głównie w sieci – tłumaczył.

W rankingu wolności pracy przygotowywanym przez Reporterów Bez Granic Węgry zajmują obecnie 89. miejsce na 180 państw ujętych w spisie. Zdaniem Veroniki Jóźwiak z PISM sytuacja mediów na Węgrzech wskazuje „na naruszenie podstawowych wolności konstytucyjnych, szczególnie wolności wyrażania opinii, obejmującej pozyskiwanie informacji bez ingerencji władz publicznych”. Podkreśla, że „jest to dowód odejścia Węgier od zasad demokracji w kierunku autorytaryzmu i oznacza w praktyce brak rzetelnej debaty publicznej na ważne polityczne i społeczne tematy”.

Media bez wyboru. Co z podatkiem od reklam?

Podatek od przychodów związanych z publikacją reklam został na Węgrzech uchwalony w 2014 roku. Podstawą do płacenia nowej daniny był obrót netto uzyskany w danym roku podatkowym z publikacji reklam. Stawki wahały się od 0 do 50 proc. W 2016 roku przeciwko takiemu sposobowi naliczania podatku wystąpiła Komisja Europejska. Według KE sytuacja, gdy ci, którzy przed opodatkowaniem CIT nie wykazali żadnego zysku, mogli odliczyć od podatku od reklam 50 proc. strat przeniesionych z poprzednich lat, prowadziła do niezgodnej z unijnym prawem selekcji podmiotów gospodarczych. Sprawą zajął się Sąd UE w Luksemburgu, który stanął po stronie węgierskiego rządu. W uzasadnieniu tej decyzji podkreślono, że kryteria przyznawania ulg są obiektywne i nikogo nie dyskryminują.

Polska podąży drogą Węgier?

Po pojawieniu się propozycji PiS odnośnie wprowadzenia podatku od przychodu z reklam w Polsce pojawiło się sporo głosów, że Polska w kwestii reform mediów podąża ścieżką wytyczoną przez Viktora Orbana. Według dr Dominika Hejja tego typu twierdzenia to spore uproszczenie. – Są to kwestie bardzo wielowymiarowe. Można znaleźć elementy, które są inspirowane, jednak nie da się powiedzieć wprost, że działania polskich i węgierskich władz są identyczne – wyjaśnił.

Czytaj też:
Robert Feluś: Bez wolnych mediów społeczeństwo będzie chore