Wprost: W miniony weekend na Krupówkach mieliśmy do czynienia z demonstracją tęsknoty za normalnością, czy buntem, narastającym sprzeciwem wobec ograniczeń?
Prof. Marek Nowak: To raczej był rodzaj buntu. Wyraźnie widać, że przechodzimy przez kolejną fazę pandemii. Z jednej strony jakoś nauczyliśmy się funkcjonować, z drugiej – te napięcia, które pandemia wywołuje, przekładają się na zachowania zbiorowe.
Zresztą w tej chwili w mediach publikowane są zdjęcia chociażby ze stoków narciarskich, na których widać kolejki narciarzy, którzy kompletnie nie przestrzegają reguł.
Przynajmniej dla części społeczeństwa zagrożenie pandemiczne przestało być zagrożeniem realnym. Ludzie gotowi są podjąć ryzyko, byle tylko móc miło spędzić urlop. Nie sądzę, by wszyscy, którzy dziś odpoczywają w górskich kurortach byli albo już zaszczepieni, albo po covidzie. Przyznam, że to co z punktu widzenia socjologicznego dzieje się w społeczeństwie, nie jest łatwo interpretowalne.
Dlaczego?
W bardzo różny sposób różne grupy reagują na pandemię, bo pandemia w różny sposób dotknęła nas, i psychicznie, i zawodowo, i rodzinnie. Właśnie dlatego bardzo trudno reagować na pandemię wspólnotowo, bo przecież znajdujemy się w skrajnie różnych sytuacjach. Koronawirus dla niektórych stanowi niezbyt istotny problem zdrowotny, coś na zasadzie grypy, a dla części jest egzystencjalnym wyzwaniem pociągającym za sobą konsekwencje, które wywołują strach. To właśnie ta asymetria wpływa na to, że bardzo ciężko analizować dziś rzeczywistość w kategoriach całości.
Czyli trudno generalizować, opisując społeczne postawy, a z drugiej strony wszyscy jesteśmy pociągani do zbiorowej odpowiedzialności. Wychodzą politycy i mówią: Zachowania takie jak z Zakopanem były nieodpowiedzialne, powtórzycie to raz jeszcze, a czekają was kolejne obostrzenia.
Mamy dwa wymiary. Jeden to wymiar społeczny i ja się na nim skupiam, drugi to kwestie epidemiologiczne, związane z rozwojem pandemii, zapadaniem na koronawirusa i tego konsekwencjami. Z punktu widzenia społecznego, chociażby dla grupy osób młodych, zagrożenie chorobą, to zagrożenie spędzeniem kilku dni w izolacji, najpewniej bez konieczności hospitalizowania. Ale już biorąc pod uwagę kwestie epidemiologiczne, nawet jeśli ta osoba chorobę przechodzić będzie łagodnie, przy okazji zarazić może swoich rodziców i dziadków, a to już będzie bardzo poważny problem systemowy.
Indywidualnie to ryzyko może być zupełnie inaczej odbierane niż systemowo i ta asymetria powoduje, że perspektywy rozmijają się komunikacyjnie. Mam wrażenie, że z miesiąca na miesiąc ta asymetria się pogłębia. Wizja ludzi, którzy stoją w kolejce do orczyka i tych, którzy zastanawiają się, czy system ochrony zdrowia przetrwa, to dwie zupełnie inne wizje pandemii.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.