W „Oczach diabła” – filmie dokumentalnym dostępnym na Youtube, jego reżyser, Patryk Vega, opowiada o kobietach, które są w ciąży – zdrowej i w żadnym razie nie zagrożonej, poród nie grozi im żadnymi powikłaniami, nie są nawet źle sytuowane, ale z całego swego serca – i ile je mają – nie chcą tego dziecka. Nie zamierzają się jednak także poddać aborcji.
Rozumują tak: „Skoro już zaszłam w ciążę i muszę wyglądać okropnie, znosić rozliczne niewygody, męczyć się przez dziewięć miesięcy, wymiotować itd., to coś mi się chyba za to należy. Urodzę więc to dziecko i sprzedam je pośrednikowi. Nie łudzę się, że ów pośrednik wyśle je do kochającej rodziny zastępczej. Wiem, że raczej dziecko pójdzie na narządy lub dla pedofili. Jest mi to jednak najzupełniej obojętne. Może lepiej żeby poszło na narządy, bo jednak pedofilia to grzech. Ja za to dostanę ze sto tysięcy i będę się czuła usatysfakcjonowana. Pójdę sobie na zakupy, będę miała nową torebkę, kozaczki i zestaw do makijażu. Tak właśnie będzie”.
Mniej więcej to powtarzają bohaterki filmu Vegi z zamazanymi twarzami i głosami podobnymi do zniekształcanego głosu świadków koronnych. Po prostu mówią te straszne rzeczy głosem Masy wypowiadającego się w reportażu o mafii polskiej.
Ten głos nadaje im niezamierzoną demoniczność i wraz z zamazaną twarzą naprawdę przypominają potwory. Do diabła najbardziej podobny jest jednak sam Vega, mimo że nie sposób dopatrzyć się u niego jakichś niecnych planów. Jednak kiedykolwiek myślę o „oczach diabła” stają mi przed oczami nie te pozasłaniane twarze prawdziwych potworów, bo u nich oczu w ogóle nie widać.
Czytaj też:
Pisarz o serialu „Osiecka”: Nie dotarli do nowych informacji, nie dokopali się do ludzi
Staje mi przed oczami po prostu twarz Patryka Vegi. Najpłodniejszego i najpracowitszego reżysera w historii polskiego filmu fabularnego i dokumentalnego.
Uwielbiam Patryka, i żywię do niego wielki szacunek za jego pracoholizm, ale nic na to nie poradzę! Po prostu jest demonem i tyle. Może demonem kina.
To, że kobieta, która jest na skraju nędzy lub wie z badań USG, że dziecko w jej łonie urodzi się niedorozwinięte, lub zachodzi jedna i druga sytuacja na raz, chciałaby usunąć ciążę i nie może, ponieważ staje jej na drodze ustawodawstwo to oczywiście sytuacja, która jest chora i należy ją za wszelką cenę zmienić. W „zarządzaniu życiem” musimy stawiać na jakość, nie na ilość. Jeżeli znowu kobieta jest zdrowa, dziecko również nie wykazuje żadnych patologicznych zmian, a kobieta chce usunąć ciążę, bo na przykład „nie jest teraz w nastroju na dziecko” – tu już można się zastanowić, czy pozwalać na zabieg.
Przecież tyle porządnych rodzin (i to zarówno hetero jak i homoseksualnych) marzy o adopcji dziecka i czeka latami w kolejkach, proszę bardzo – niech taka kobieta urodzi zdrowe dziecko i niech ma prawo ofiarować je wybranej przez siebie rodzinie.
Dlaczego ma od razy dokonywać zabiegu, narażając także swoje zdrowie i życie? Te rodziny, które czekają na dziecko, prześwietla się jakby stawały do konkursu na najlepszą rodzinę świata, a tymczasem biedne dzieci w sierocińcach starzeją się i muszą znosić traumatyczne dzieciństwo. Dajmy takiego niemowlaka dobrej i bogatej rodzinie, wszyscy będą zadowoleni.
Czytaj też:
Znany pisarz radzi, jak rozstawać się z klasą. „Ważna jest windykacja książek”
Jeżeli jednak zdrowa i dobrze sytuowana kobieta chce sprzedać dziecko na narządy „lub do pedofili, ale lepiej na narządy bo jednak pedofilia to grzech” – tu już powinien wkraczać sąd i kat. Także działania wymiaru sprawiedliwości objąć powinny pośredników i innych zajmujących się tym odrażającym procederem.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.