Tomasz Salski dla „Wprost”: Nie chcę oddawać ŁKS-u komuś niegodnemu. Nikt nie będzie filantropem

Tomasz Salski dla „Wprost”: Nie chcę oddawać ŁKS-u komuś niegodnemu. Nikt nie będzie filantropem

Tomasz Salski, prezes ŁKS-u Łódź
Tomasz Salski, prezes ŁKS-u Łódź Źródło: Newspix.pl / ARTUR KRASZEWSKI / APPA
ŁKS w ostatnich miesiącach borykał się z wieloma problemami finansowymi i organizacyjnymi. Porozmawialiśmy z Tomaszem Salskim m.in. o aktualnej sytuacji łodzian. Prezes klubu odniósł się także do zarzutów ze strony Mikkela Rygaarda oraz kibiców.

wkomZ Tomaszem Salskim spotkaliśmy się 9 listopada, już po zakończeniu rundy jesiennej w Fortuna 1. Lidze. Prezes ŁKS-u Łódź odpowiedział na wiele nurtujących pytań.

Ile z oskarżeń Mikkela Rygaarda było zmyślonych? Jak obecnie wygląda kwestia zaległości finansowych wobec zawodników? Czy jeszcze raz podjąłby tak samo duże ryzyko finansowe w walce o awans do Ekstraklasy? Jak duże nadzieje na poprawę losów klubu daje nowy stadion ŁKS-u? W jaki sposób chce namówić biznesmenów do inwestowania w ten klub? Dlaczego nie zamierza zwalniać Krzysztofa Przytuły, choć kibice głośno się tego domagają? Czy jeszcze ma siłę na prowadzenie ŁKS-u i kiedy rozstrzygnie się jego (prezesa) przyszłość?

TS: Przyjęliśmy taką formułę, że moja aktywność w mediach zawsze jest większa pod koniec roku, a poza tym ogranicza się do oficjalnych konferencji. Według mnie lepiej jest, jeśli w klubie głównymi aktorami są piłkarze. Natomiast są takie chwile, kiedy warto zabrać głos. Kibicom należą się informacje.

MB: W ostatnim czasie przyjęliście taktykę ciszy medialnej. Efekt był taki, że pewne historie zaczęły żyć własnym życiem, a na niektóre kwestie, moim zdaniem, warto było reagować na bieżąco.

Nikomu nie daliśmy zakazu co do udzielania się w mediach, nie wprowadziliśmy ciszy medialnej. Organizowaliśmy konferencje prasowe i podczas nich komunikowaliśmy najważniejsze rzeczy. Było też jedno spotkanie z dziennikarzami, w trakcie którego opowiadałem, co zamierzamy zrobić, by wyjść z trudnej sytuacji. Ale faktycznie pojawiły się również informacje niemające wiele wspólnego z rzeczywistością.

Kibice dziwili się, że nie odpieracie zarzutów padających pod waszym adresem. Na przykład Mikkel Rygaard coś powiedział w wywiadzie, a wy na to nie reagowaliście. Dlaczego?

Z jedną rzeczą, o której mówił Mikkel, na pewno zgodzić się nie mogę. Pozostawaliśmy z nim w kontakcie i mamy w klubie całą korespondencję, jaką z nim prowadziliśmy. To, że rzekomo nikt się do niego nie odzywał, nie jest prawdą. Być może oczekiwał, że dyrektor sportowy codziennie do niego zadzwoni i zapyta o samopoczucie. Czegoś takiego faktycznie nie było, natomiast dyrektor jest do dyspozycji każdego trzy lub cztery razy w tygodniu. Często bywa na treningach, można wtedy z nim rozmawiać. Przed nikim nie zamykał drzwi.

Taki był zarzut ze strony Duńczyka, że przez kilkanaście dni nie mógł się skontaktować z Krzysztofem Przytułą i dopiero po tym czasie odpisał mu na SMS-a.

Rygaard po rozwiązaniu umowy stał się bardziej rozmowny, natomiast dyrektor sportowy był z nim w kontakcie choćby z prostego powodu – my nie byliśmy w pełni zadowoleni z jego dyspozycji. Oczekiwaliśmy, że da dużo więcej drużynie. Być może kolejni trenerzy nie mieli pomysłu na odpowiednie wkomponowanie go do drużyny. Ponadto dbaliśmy o jego aklimatyzację. Pomagaliśmy choćby jego dziewczynie w znalezieniu odpowiedniego zajęcia tutaj w Polsce. Ale kiedy w ŁKS-ie pojawiły się kłopoty finansowe nie doszliśmy do porozumienia.

Zresztą, lampka ostrzegawcza zapaliła mi się niedługo po tym, jak podpisał z nami kontrakt. W duńskich mediach powiedział, że przychodzi do Polski głównie dla pieniędzy. Byłem zniesmaczony oraz zaskoczony zdziwiłem się, ponieważ wyobrażałem sobie, że dla pieniędzy to prędzej idzie się do Kazachstanu, na Cypr, a nie do naszej 1. Ligi. Kibice mu to potem wypominali.

Jak on funkcjonował w szatni?

Dobrze. Ogólnie nasza szatnia jest zgrana, nie ma w niej grupek. Wszyscy są ze sobą zintegrowani. Mikkel nie był odludkiem. Ja też nie bywam w szatni zbyt często, staram się nie ingerować w tę sferę, to nie jest miejsce dla prezesa klubu.

Kiedyś również częściej bywałem na treningach. Teraz chodzę tylko na te pierwsze, żeby zorientować się, co i jak zmieniają szkoleniowcy, jak reagują zawodnicy, jakie relacje trenerzy nawiązują z piłkarzami.

Rygaard postawił panu mocny zarzut. „Prezes wchodził do szatni, mówił że zapłaci tego czy tamtego dnia, ale nie dotrzymywał słowa, pieniądze nie przychodziły”. Krótko mówiąc, zarzucił panu kłamstwo w żywe oczy.

Ja tylko raz byłem w szatni i wtedy powiedziałem, na co piłkarze mogą liczyć, w jakich terminach i tyle. Poza tym kontaktowałem się z zespołem przez radę drużyny, w której Rygaarda nie było. Nie wiem... Albo nie autoryzował swoich wywiadów, albo tworzył nową wersję wydarzeń.

Zastrzeżenia wobec was miało też FC Nordsjaelland, z którego go pozyskaliście. Duńczycy twierdzili, że zalegacie im z płatnością i że też unikacie kontaktu z nimi.

Zamierzamy uregulować płatność z końcem roku i ta historia zostanie zamknięta. Natomiast jeszcze będzie ciągnęła się sprawa między nami i Rygaardem. Nie jest też prawdą, że nie odpowiadaliśmy na wiadomości FC Nordsjaelland. Sprawdzałem to, mamy obszerną korespondencję, w której informowaliśmy ten klub o naszych trudnościach, prosiliśmy o danie nam czasu do końca roku.

Może trzeba było opublikować tę korespondencję w odpowiedzi na pojawiające się zarzuty. Wtedy mielibyście czarno na białym, że racja jest po waszej stronie.

Poczekajmy do końca roku. Do tego czasu załatwimy wszystko i mam nadzieję, że będziemy mieli święty spokój.