Michał Jakubik przewodzi inicjatywie pod nazwą Ratownictwo Weterynaryjne w swoim regionie (pod nazwą LARW czyli Lubuski Ambulans Ratowniczo-Weterynaryjny w Gorzowie Wielkopolskim), obecnie pracuje w schronisku dla bezdomnych zwierząt w Młodolinie w gminie Dobiegniew.
Katarzyna Świerczyńska, „Wprost”: Potrafimy udzielać pierwszej pomocy zwierzętom?
Michał Jakubik: Tak samo jak ludziom. Niby coś wiemy, ale jak przychodzi ta godzina próby, kiedy rzeczywiście trzeba działać, bardzo różnie z tym bywa. Ale myślę, że edukacja i w ogóle sama świadomość, jak pomóc zwierzęciu w nagłej sytuacji, jest coraz większa. I to zarówno jeśli mówimy o zwierzętach domowych, jak i tych dzikich. Niemniej zachęcam każdego, aby tę wiedzę zgłębiać, ot tak, nomen omen na wszelki wypadek.
Tylko myślę sobie, że ciężko porównywać udzielanie pierwszej pomocy człowiekowi i zwierzęciu. W pierwszym przypadku wiemy, że – jeśli na przykład doszło do zatrzymania akcji serca – to w czasie, kiedy my reanimujemy człowieka już na sygnale jedzie fachowa pomoc. Do psa karetka nie przyjedzie...
Tak nie ma nawet w Ameryce. Było kilka prób uruchomienia takiej dodatkowej usługi, nawet jako gabinet weterynaryjny na kółkach, ale z czasem realia pokazywały, że utrzymywanie wykwalifikowanej załogi poza gabinetem jest po po prostu nieopłacalne, bo i tak większość czynności można wykonać tylko w lecznicy. Myślę, że to się jeszcze długo nie zmieni, nie ma co się oszukiwać.
Szkoda, bo wypadki czy choroby nie patrzą przecież na zegarek czy kalendarz i nie każdy ma możliwość dotarcia do lecznicy na przykład z dużym i ciężkim psem, który nie wstaje.