Bandyci, którzy w barwach Legii Warszawa zdemolowali stadion w Wilnie, to w znacznej części „żołnierze” warszawskich gangów: mokotowskiego, żoliborskiego i pruszkowskiego. Jak ustalił „Wprost”, część z nich do ulicznych i stadionowych zadym wyszkolili byli policjanci.
„Nasze sympatie: (…) bandyci, dilerzy, gangsterzy, przemytnicy, złodzieje" – taką deklarację składają w Internecie członkowie chuligańskiej bojówki „Teddy Boys". O ile jej członkowie twierdzą, że interesują ich tylko umówione bójki, o tyle druga grupa szalikowców - „Turyści" - ma opinię kompletnie zdegenerowanej. To ją wymienia się jako organizatora wileńskiej demolki. „Teddy Boys" i „Turyści” to oficjalne bojówki szalikowców Legii, odpowiedzialne za ustawione pojedynki i zadymy na meczach wyjazdowych warszawskiej drużyny. Wielu z nich to niżsi rangą członkowie gangów.
Z informacji operacyjnych policji wynika, że w Polsce 50-70 proc. stadionowych chuliganów jest powiązanych z grupami przestępczymi. – Gangi chętnie rekrutują chuliganów jako tzw. silnorękich. Młodzi, napakowani i brutalni bandyci przydają się, gdy trzeba postraszyć nie płacących haraczy lub w czasie spotkań z konkurencyjnymi bandami – tłumaczy oficer Komendy Głównej Policji.
Chuligani przechodzą regularne szkolenia bojowe, m.in. pod okiem policjantów. Jak ustaliliśmy, grupa „Teddy Boys" ćwiczyła sztuki walki pod okiem byłego antyterrorysty. Funkcjonariusz szkolił bandytów już cztery miesiące po zwolnieniu z policji. – Pseudokibice nawet nie kryli, że nowe umiejętności są im potrzebne podczas zadym. Ten sam policjant ćwiczył też zresztą znanego pruszkowskiego gangstera o pseudonimie Sproket – twierdzi nasz informator.
Taktyki ataków stadionowi bandyci uczą się także od kolegów z „miasta". Przed kilkunastoma miesiącami w stolicy trwała wojna bojówek Polonii i Legii. Chuligani zachowywali się jak rasowi gangsterzy. - Potrafili śledzić przeciwnika przez kilka tygodni i w dogodnej sytuacji porwać go z ulicy. Wrzucali ofiarę do samochodu, przewozili do meliny i tam godzinami torturowali. Szalikowcy wywozili oponentów do lasu, gdzie biciem wymuszali adresy innych znienawidzonych chuliganów – opowiada warszawski policjant.
Bandyckie zachowanie pseudokibiców doprowadziło do sytuacji, w której prokuratorzy w niektórych częściach kraju traktują stadionowych chuliganów jak członków gangu. Na taki pomysł wpadli we wrześniu 2005 r. śledczy na Śląsku. Uznali, że skoro chuligani organizują swoje zadymy, przygotowując broń i narkotyki, podpadają pod artykuł kodeksu karnego dotyczący działania w zorganizowanej grupie przestępczej. Grozi za to do pięciu lat więzienia.
Więcej w najbliższym wydaniu tygodnika „Wprost", w sprzedaży od poniedziałku, 16 lipca