Białoruskie służby od ponad dekady miały Andrzeja Poczobuta na celowniku. Polski dziennikarz i działacz Związku Polaków na Białorusi do aresztu trafił już w 2011 roku, gdy usłyszał zarzut znieważenia Aleksandra Łukaszenki. Sąd w Grodnie skazał wtedy Poczobuta na trzy lata kolonii karnej w zawieszeniu na dwa lata. W 2013 roku ten sam sąd zwolnił go z obowiązku odbywania kary, ale rok wcześniej Poczobut usłyszał identyczny zarzut. Wówczas groziło mu pięć lat więzienia, jednak komitet śledczy umorzył postępowanie. Ponownie został aresztowany pod koniec marca 2021 roku. Od tamtego momentu na wolność już nie wyszedł.
Najpierw reżim oskarżył Poczobuta o rzekome „podżeganie do nienawiści na tle narodowościowym”. 25 lipca ubiegłego roku miał wyjść z więzienia, ale tak się nie stało. Zamiast tego został dodatkowo oskarżony o „wzywanie do działań na szkodę bezpieczeństwa Białorusi”. Pod koniec sierpnia Poczobut napisał list, w którym dziękował za „pamięć i troskę o jego los”. „Nie mam żadnym złudzeń co do wyniku procesu, spokojnie przyjmę wyrok i ze spokojem pójdę do łagru” – przyznawał. Później KGB wpisało dziennikarza na „listę terrorystów”, a jego działaniom przypisano znamiona „rehabilitacji nazizmu”.
Polskie MSZ od początku apelowało do białoruskich władz o uwolnienie Poczobuta, a rzecznik resortu Łukasz Jasina oświadczył, że sprawa dziennikarza to „element antypolskiej kampanii prowadzonej przez władze Białorusi”. Reżim zrobił jednak swoje.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.