Opozycjoniści z Białorusi chcą zamknięcia granicy z Polską. „Dla nas oznacza to bankructwo”

Opozycjoniści z Białorusi chcą zamknięcia granicy z Polską. „Dla nas oznacza to bankructwo”

Przejście graniczna
Przejście graniczna Źródło: Straż Graniczna
Trudna sytuacja na polsko-białoruskiej granicy może doprowadzić w końcu do jej całkowitego zamknięcia. – To jedyny instrument, przed którym mógłby się ugiąć białoruski dyktator – twierdzi Paweł Latuszka, białoruski opozycjonista i były ambasador. Polska branża transportowa alarmuje, że taka decyzja byłaby dla niej bardzo niekorzystna.

Kryzys migracyjny na polsko-białoruskiej granicy trwa od ponad dwóch lat, a 28 sierpnia ministrowie spraw wewnętrznych Polski, Litwy, Łotwy oraz Estonii zagrozili zamknięciem przejść granicznych z Białorusią i Rosją. Wzywali także reżim białoruski do usunięcia Grupy Wagnera z terenów Białorusi, wycofania wszystkich nielegalnych migrantów z terenów przygranicznych i odesłania ich do krajów pochodzenia. Białoruscy opozycjoniści widzą w tym posunięciu szansę na uwolnienie więźniów politycznych z reżimowych więzień, ale nie chcą zamknięcia granic wyłącznie dla ruchu towarowego.

Łatuszka: Odciąć finanse Łukaszence

– Patrzymy na problem zamknięcia granicy z dwóch stron. Białorusini walczący o zmiany w kraju popierają pomysł, żeby zamknąć przejścia towarowe, a więc możliwość przypływu towarów. To może być element mocnych sankcji przeciwko Łukaszence i jego reżimowi. W ten sposób zabraknie mu środków do dalszego finansowania swojego represyjnego aparatu i systemu. Poprzez ten instrument można byłoby postawić Łukaszence ultimatum dotyczące zwolnienia tysięcy więźniów politycznych na Białorusi, którzy teraz umierają w więzieniach – mówi w rozmowie z „Wprost” Paweł Łatuszka.

– Z drugiej strony dla nas oczywiście jest bardzo ważne, żeby pozostała komunikacja dla zwykłych Białorusinów. Żeby mogli wyjechać do Unii Europejskiej, do innych krajów, bo to daje możliwości poszerzenia wiedzy i wymiany informacji. Poza tym rodziny wielu z tych osób znajdują się poza granicą Białorusi, bo przecież około pół miliona Białorusinów wyjechało z kraju – argumentuje były ambasador.

Łatuszka podkreśla, że sytuacja na Białorusi z dnia na dzień jest coraz gorsza, a o niektórych więźniach politycznych nie ma informacji od kilkunastu miesięcy.

– U nas ludzie umierają w więzieniach. Ostatnio nie tak dużo mówi się o tym w prasie polskiej, ale dzieje się to każdego dnia: każdego dnia są zatrzymania, niesłuszne wyroki, zamknięto wszystkie organizacje pozarządowe, wszystkie niezależne media – wylicza białoruski opozycjonista.

Zamknięta granica z Białorusią? Branża transportowa pełna obaw

Jednak to, co dla opozycjonistów z Białorusi wydaje się być szansą, dla polskich firm transportowych może być gwoździem do trumny. Wielu przedsiębiorcom nie udało się jeszcze odbić strat po pandemii koronawirusa, a teraz muszą zmagać się z kolejnym wyzwaniem, bo największe przejścia z Białorusią w Kuźnicy Białostockiej i Bobrownikach są już zamknięte, a do Rosji jest niewiele zezwoleń na wjazd.

– Rozumiemy różne aspekty, ale dla naszej branży to będzie tragedia. Obecnie każdy jest zaniepokojony. Jeśli politycy zamkną granicę, to co dalej robić z pracownikami, firmami i taborem – pyta Mariusz Biernacki, dyrektor biura Ogólnokrajowego Stowarzyszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych i Spedytorów „Podlasie”. – I tak ledwie wiążemy koniec z końcem, bo duże przejścia są zamknięte. Po całkowitym zamknięciu granicy czeka nas bankructwo – dodaje.

Jego organizacja zrzesza blisko 400 podmiotów. Większość z nich już teraz walczy o przetrwanie. – Pracy jest bardzo mało, a my też musimy z czegoś żyć. Jeśli upada firma transportowa, to upada mechanik, agencja celna. Ludzie pozostaną bez miejsc pracy – wylicza Mariusz Biernacki. – Zostaną niezapłacone kredyty, leasingi. To skończy się tragedią.

„Ja pytam się biznesmenów, co my mamy zrobić?”

Białoruscy opozycjoniści rozumieją polskich przedsiębiorców, ale podkreślają, że nawet krótkotrwałe sankcje mogą wywrzeć wpływ na Aleksandra Łukaszenkę.

– Zdaję sobie sprawę, że polski biznes na pewno straci na zamknięciu granicy z Białorusią, ale kiedy umierają ludzie, to powstaje pytanie, jaki to jest moralnie wybór. Pomagając finansowo, współpracując gospodarczo z łukaszenkowskim reżimem, faktycznie wydłużamy i represje na Białorusi, i nawet wojnę w Ukrainie, dlatego zawsze byliśmy za mocnymi sankcjami zarówno przeciwko Łukaszence, jak i Rosji – mówi Paweł Łatuszka.

– Oczywiście nie jesteśmy za tym, aby na zawsze zamknąć współpracę handlową. My optujemy za tym, żeby ten instrument w postaci zamknięcia granicy zadziałał szybko i skutecznie. Tylko mocne sankcje blokujące możliwości gospodarcze reżimu powodują, że dyktatorzy zmieniają swoją politykę. Łukaszenka rozumie tylko język siły. Nawet teraz widzimy, po samej zapowiedzi zamknięcia granicy, że mniej migrantów atakuje granicę z Polską. Dlaczego? Bo Łukaszenka usłyszał ultimatum. Dlatego nie apeluję o to, żeby zawiesić współpracę handlową Białorusi i Polski. Ale trzeba wykorzystać ten argument krótkoterminowo, jako mocne ultimatum zmuszające reżim do zmiany swojej polityki represyjnej – tłumaczy Łatuszka.

Jednocześnie białoruscy opozycjoniści apelują do polskich przedsiębiorców o wsparcie i zrozumienie. – Ja pytam się biznesmenów, co my mamy zrobić? W jaki sposób ja, jako Białorusin, mam zwalczyć ten reżim? Mamy prosić o Leopardy i broń? Przecież nikt nam jej nie przekaże. Znaczące sankcje, to jedyny argument przed którym może ugiąć się białoruski dyktator – zaznacza były ambasador Białorusi.

Chińczycy naciskają na białoruski reżim

Eksport usług i towarów stanowi ponad 70 proc. PKB Białorusi, co wskazuje na poważne uzależnienie gospodarki tego kraju od wymiany międzynarodowej. Dodatkowo Paweł Łatuszka zaznacza, że jeśli zostałby wprowadzone sankcje w postaci zamknięcia granicy dla ruchu towarowego, na białoruskiego dyktatora zaczęły naciskać Chiny, które mógłby skłonić Łukaszenkę do ustępstw. Obecnie dla ruchu towarowego dostępne jest przejście Terespol-Brześć. To istotny kierunek, ponieważ przez tę bramę biegnie jedna z odnóg Jedwabnego Szlaku, którym poprzez centrum logistyczne w Małaszewiczach do Europy trafiają towary z Chin.

– Chinom zależy na tym szlaku. Kiedy Polska zamknęła przejścia w Bobrownikach, Łukaszenka dostał jasne sygnały z Pekinu, że w związku z prowadzoną przez niego polityką naruszane są ich interesy. Naciski ze strony Chin są mocne. Według naszych informacji, już teraz Łukaszenka ma napięte relacje z Pekinem, bo Chińczycy rozumieją, że jego polityka może doprowadzić do zamknięcia wszystkich przejść i wtedy zostanie wstrzymany tranzyt z Chin do Unii Europejskiej. Dlatego to jest pierwszy raz od lat, kiedy nasi partnerzy poszli naprawdę daleko i zastanawiają się nad bardzo mocnym instrumentem oddziałujący na reżim Łukaszenki. My to popieramy jako rząd na uchodźstwie – podkreśla Paweł Łatuszka.

I dodaje, że naciski ze stronach chińskiej przyniosły już pewne rezultaty.

– Na Białorusi są teraz tysiące najemników Wagnera. Są także migranci. Ale reżim na razie wcisnął pauzę w wojnie hybrydowej, bo być może przestraszył się ultimatum z zamknięciem granic. Ale nam zależy jeszcze na innym bardzo ważnym aspekcie: wyzwoleniu więźniów politycznych. Wśród nich jest Andrzej Poczobut – przypomina opozycjonista.

Dodatkowo Łatuszka twierdzi, że sankcje gospodarcze i brak możliwości handlu z Zachodem utrudnią reżimowi sponsorowanie Grupy Wagnera i osłabią możliwość dalszej produkcji broni dla Rosji.

Czytaj też:
Grupa Wagnera zagraża nie tylko Polsce. „Dużo bardziej liczna niż armia litewska”
Czytaj też:
„Jeśli wagnerowcy pojawią się na Białorusi, Polska będzie zagrożona”. Białoruski opozycjonista nie ma wątpliwości