– Kolejny do wyburzenia. Przecież to jest nowy dom! – denerwuje się Tadeusz Szymańczak, rolnik ze Skrzelewa, mknąc przez sąsiednią wieś. – Jestem już załamany, dzwoniłem do posłów, pisałem do premiera i biskupa. Nie wiem, co jeszcze możemy zrobić. Nawet w niedzielę i nocami burzą, biorą się za najładniejsze domy.
Ciężki sprzęt niszczy ścianę, której poprzedni właściciele nawet nie zdążyli otynkować, po sekundzie burzy nowy dach i okna. Obok rośnie góra gruzu. Zniknąć ma też stojąca niedaleko kapliczka i stary, drewniany dom. Kawałek dalej widać kolejny, również nowy dom, którego za kilka dni może już nie być. Brama zamknięta na kłódkę, pustka za oknami, zarośnięte podwórko, z tyłu opustoszały garaż i gołębnik. – Spieszą się tak, że nawet nie zabierają gruzu – mówi Szymańczak.
– To jest dom mojego sąsiada, który nie wytrzymał presji – pokazuje jedną z działek, na której została połowa budynku. – Powiesił się – dodaje po chwili. – To właśnie była pierwsza łopata wbita pod to lotnisko. Na cmentarzu parafialnym w Szymanowie.
Skrzelew, Duninpol, Maurycew i kilkanaście innych wsi ma całkowicie zniknąć pod Centralnym Portem Komunikacyjnym. Kolejnych kilkanaście miejscowości ma być wyburzonych częściowo, do tego dochodzą linie superszybkiej kolei, które mają przebiegać przez tysiące domów w całym kraju. W nieodległych Starych Budach jeden z torów ma przeciąć kuchnię w domu sołtysa, dalej w Brzezinach hodowlę koni pani Małgorzaty i pola jej sąsiadki, później domy w łódzkich Mileszkach i wielu innych miejscowościach.
– Przyspieszyli straszliwie. Wywrotki jeżdżą po nocach, mieszkańcy się skarżą, że coś koło ich domów wiercą. Nigdy takiego tempa nie było – oburza się Marek Przybysz, kolejny z mieszkańców wsi, która ma zniknąć. – Teraz to jakiś Dziki Zachód, tylko że na zachodnim Mazowszu. Ten teren ma wyglądać jak pustynia.
– Tylko dlaczego teraz? – dopytuję.
– To jest szantaż – stwierdza mężczyzna.