Z Ukrainy do Polski uciekło 25 tys. Romów. „Większość rodzin była całkowicie niepiśmienna”

Z Ukrainy do Polski uciekło 25 tys. Romów. „Większość rodzin była całkowicie niepiśmienna”

2022 rok. Przejście graniczne w Zosinie po wybuchu wojny w Ukrainie.
2022 rok. Przejście graniczne w Zosinie po wybuchu wojny w Ukrainie. Źródło: Robert Stachnik
Osoby torturowane, matki z dziećmi świeżo po pogrzebie ojców, pacjenci onkologiczni – wszystkie te osoby i wielu innych znajdują pomoc w Noclegowni na Łazienkowskiej 14 w Warszawie. Teraz powstał o tym reportaż książkowy „Wojna naszych czasów”.

Wymiar polskiej pomocy na rzecz Ukraińców pozostaje niesamowity i poruszający. Wojna jednak wciąż się nie skończyła, a uchodźcy szukają schronienia w Warszawie. Na Łazienkowskiej 14 pozostaje otwarte wyjątkowe miejsce – Domowa Noclegownia w dolnym kościele Wspólnot Jerozolimskich, prowadzoną przez Fundację „Oczami Nieba”. Teraz czterej dziennikarze reportażyści wydali książkę opisującą ten fenomen.

„Wojna naszych czasów” autorstwa Marii Kądzielskiej-Koper, Arlety Bojke, Michała Owerczuka i Tomasza Piechala to zbiór dziesięciu historii, z których każda wzrusza do łez. To jedna z pierwszych tak plastycznych i jednocześnie autentycznych prób zrozumienia, przez co przeszły w ostatnim czasie oba narody – Polacy i Ukraińcy.

Opowiada ona historie wybranych uchodźców, którzy uciekając przed wojną, głodem i śmiercią, znaleźli schronienie i pomoc w miejscu stworzonym całkowicie oddolnie przez grupę przyjaciół, zgromadzonych wokół fundacji Oczami Nieba i wspólnoty „Królowa Pokoju”. Z drugiej strony, ta książka ukazuje również fenomen polskich wolontariuszy, ludzi posiadających własne życia, kariery, obowiązki, a którzy w obliczu tragedii sąsiadów dokonali niemożliwego. Czytając, człowiek zadaje sobie pytanie: czy mogłem zrobić więcej?

Teksty w książce uzupełniają rewelacyjne zdjęcia reportażowe Jakuba Szymczuka, który przez obiektyw aparatu oddał dramat uchodźców, charakter noclegowni na Łazienkowskiej i wielką przyjaźń polsko-ukraińską, która stanowi piękny owoc tej przerażającej sytuacji. W recenzji na tylnej stronie okładki ks. prof. Waldemar Cisło ocenia:

Ta książka uświadamia nam bardzo mocno, jak wielkim nieszczęściem jest wojna. Obrazy wojny pokazują nam tragedie najsłabszych, bo największymi ofiarami są zawsze: osoby starsze, kobiety i dzieci. Mamy mylne wrażenie, że toczące się w innych rejonach świata konflikty zbrojne nigdy do nas nie dotrą, ale Ukraina pokazała nam, jak kruchą wartością jest pokój

Noclegownia na Łazienkowskiej 14 wciąż pozostaje otwarta i cały czas przyjmuje nowych uchodźców (w tym momencie głównie z terenów okupowanych), możecie wesprzeć jej działania, zostając wolontariuszem lub finansowo poprzez zbiórkę internetową.


Za zgodą autorów i fundacji „Oczami Nieba” zapraszamy do przeczytania fragmentu książki z rozdziału: „Wiara czyni cuda”:

„– Czy pamiętacie pierwszą rodzinę, którą przyjęliście na Łazienkowską? – pytam.

– Jak to mówią, od razu skok na głęboką wodę – Ola wybucha śmiechem.

– Trwała wspólnotowa, całonocna adoracja. Jak zwykle wziąłem dyżur o trzeciej w nocy. Po dwudziestej drugiej zamknięte jest główne wejście do budynku i wchodzi się bocznym, po prawej stronie ołtarza. W pewnym momencie kątem oka widzę, jak nawa kościoła wypełnia się dużą, głośną, romską rodziną. Dwoje rodziców, czwórka dzieci – odziani w futra, lejące się złoto, z walizkami i dobytkiem życia. Od razu wiedziałem, że to do nas – relacjonuje Tomek. – Rzadko kto chciał gościć we własnym domu rodziny romskie. W środku nocy przyjęła ich z Dworca Centralnego Magda Ambor, bardzo młoda wolontariusza. Niemal od razu postawiliśmy Noclegownię w stan pełnej gotowości, aby jak najszybciej znaleźć dla nich stałe zakwaterowanie. Od początku okazali się bardzo wymagający. Nałogowo palili papierosy, chociaż jedno z ich dzieci cierpiało na astmę. Jasno postawili sprawę, że wyprowadzą się tylko wtedy, jeśli znajdziemy dla nich osobne mieszkanie.

Z samego rana Patrycja Bester-Sakiewicz wyszukała przez internet włoską organizację, która opiekuje się Romami. Dogadaliśmy się z nimi, ale o piętnastej ich autobus wyruszał z Medyki. Trzeba było zatem zorganizować transport z Warszawy dla całej tej rodziny i zdążyć dojechać na miejsce. Czas uciekał. Szymon Żelazek zgodził się pożyczyć samochód ze swojej firmy, a Krzysztof Bąk dał się namówić, aby zostać ich kierowcą. Jednak rozpętała się burza śnieżna, wysiadła elektryka w garażu, a na domiar złego do samochodu trzeba było zainstalować siedzenia, ponieważ na co dzień służył do dostaw. Krzyś, wyjeżdżając z Warszawy, był już spóźniony trzy godziny. Chciał złapać autobus w Rzeszowie, ale nie zdążył. W efekcie udało się rozlokować tych ludzi do kilku włoskich samochodów osobowych, które goniły autokar. Potrzeba było tak wiele zaangażowania, aby pomóc zaledwie jednej rodzinie, ale na początku wojny wszyscy byli zdeterminowani – podsumowuje Tomek.

Do Polski w wyniku konfliktu na Ukrainie przyjechało około dwudziestu pięciu tysięcy Romów. Uciekli głównie z Zakarpacia, z obwodów charkowskiego, donieckiego, odeskiego i żytomierskiego. Część z nich posługuje się tylko i wyłącznie językiem romskim, nie znając ani rosyjskiego, ani ukraińskiego. Najczęściej stanowili ogromne wyzwanie komunikacyjne dla wolontariuszy zarówno na granicy, jak i na polskich dworcach.

– Jak zaczęliśmy przyjmować rodziny romskie do Noclegowni, to ukraińscy uchodźcy się zbuntowali. Mówili, że mają na wierzchu laptopy, telefony, boją się kradzieży. Wtedy powiedziałem, że jeśli cokolwiek zginie, to sam oddam za to pieniądze. Że biorę pełną odpowiedzialność na siebie. Nigdy nic nie zginęło – kwituje Tomek.

– Nie chcę nikogo sztucznie wybielać, nie zrozum mnie źle. Większość z przyjętych przez nas rodzin była całkowicie niepiśmienna, dlatego udzielenie im pomocy okazywało się bardziej wymagające. Jednak najczęściej mieliśmy kobiety z dziećmi. One były wspaniałe i bardzo dzielne. Pamiętam Madonnę – samotną matkę z czwórką dzieci. Najmłodszy synek Tigran urodził się 24 lutego, w pierwszy dzień wojny, a mąż zostawił ją dla innej kobiety. Ona przyjechała do Noclegowni bez niczego, z dwiema plastikowymi siatkami, nie miała nawet walizki, żadnych pieniędzy. Te dzieci cały czas na niej wisiały. Nie mogła umyć zębów, bo nieustannie zajmowała się którymś z nich. W pewnym momencie zadzwoniłem do Rafała Mroczka (aktor, w Noclegowni koordynator do spraw napraw i usterek) i Magdy Czech (autorka kanału YouTube Idź ze swoją siłą!), aby przyjechali i dali jej chwilę oddechu. Pamiętam, że jak tylko wchodziłem do Noclegowni, to jej dzieci – Jasmina, Daryna i Zlata, rzucały mi się na ręce, przytulały się, za wszelką cenę chciały się bawić. Widać było, że ogromnie brakuje im ojca. Po pewnym czasie Madonna zdecydowała się wyjechać do Niemiec. Sam odwiozłem ich na dworzec. Pamiętam, że jak udało się umieścić ich całych i bezpiecznych w pociągu do Berlina, to wróciłem do samochodu i się rozpłakałem. Ta kobieta była całkiem sama, z czwórką dzieci i niemal bez środków do życia. Ja bym nie dał rady – Tomek, opowiadając, wyraźnie stara się ukryć wzruszenie w głosie”.

Wojna naszych czasów