Jarosław Kaczyński w rozmowie z "Wprost" ocenia dwa lata rządów PiS. Ujawnia też plany, jakie były przygotowane na wypadek lepszego wyniku jego partii w tegorocznych wyborach.
Fragment wywiadu:
- Interpretuje pan rządy PiS jako walkę dobra ze złem. A pan, jak kiedyś powiedział, jest „samym dobrem"?
- Z tym „samym dobrem" to był oczywisty żart, a ja, jak każdy człowiek, jestem grzeszny. Mam jedynie na myśli odziedziczony po PRL mechanizm promowania ludzi złych. Otóż ten mechanizm po 1989 r. nie został odwrócony. Dopiero my próbowaliśmy to zmienić.
- Mianując wicepremierami Andrzeja Leppera i Romana Giertycha?
- Pan Bóg czasem pisze prosto po liniach krzywych. Bez tej koalicji nic nie mogliśmy w Polsce zmienić. Mam nadzieję, że historycy to kiedyś docenią, a Pan Bóg wybaczy moralne i estetyczne braki tego przedsięwzięcia.
- A wracając do Andrzeja Leppera?
- Nie można go porównywać do doktora G. Jego zło jest banalne. Biorąc Samoobronę do rządu, wiedziałem, że towarzystwo, łagodnie mówiąc, jest grzeszne. I to w wydaniu mało finezyjnym. Sprawa Anety Krawczyk jest tego najlepszym dowodem.
- Nie żałuje pan, że doszło do przyspieszonych wyborów?
- Nie miałem wyjścia. Nie mogłem zatrzymać akcji CBA w resorcie rolnictwa, bo złamałbym prawo.
- Liczył pan na zwycięstwo?
- Takiej możliwości dawałem 10 procent szans. Na 40 procent liczyłem na pat, to jest sytuację, w której będą możliwe choćby częściowo korzystne dla kraju rozwiązania, czyli jakaś forma choćby częściowej kontynuacji naszej polityki.
- Jakie rozwiązania?
- Brałem na przykład pod uwagę wysunięcie kandydatury polityka, który mógłby zyskać poparcie dużej części albo nawet całości PO, być może nawet Jana Rokity. Nie wykluczam, że obawa przed takim wariantem była przyczyną jego wyautowania z platformy.
Cała rozmowa Doroty Kani, Marcina Dzierżanowskiego i Stanisława Janeckiego z Jarosławem Kaczyńskim w najbliższym wydaniu tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku, 19 listopada.
- Interpretuje pan rządy PiS jako walkę dobra ze złem. A pan, jak kiedyś powiedział, jest „samym dobrem"?
- Z tym „samym dobrem" to był oczywisty żart, a ja, jak każdy człowiek, jestem grzeszny. Mam jedynie na myśli odziedziczony po PRL mechanizm promowania ludzi złych. Otóż ten mechanizm po 1989 r. nie został odwrócony. Dopiero my próbowaliśmy to zmienić.
- Mianując wicepremierami Andrzeja Leppera i Romana Giertycha?
- Pan Bóg czasem pisze prosto po liniach krzywych. Bez tej koalicji nic nie mogliśmy w Polsce zmienić. Mam nadzieję, że historycy to kiedyś docenią, a Pan Bóg wybaczy moralne i estetyczne braki tego przedsięwzięcia.
- A wracając do Andrzeja Leppera?
- Nie można go porównywać do doktora G. Jego zło jest banalne. Biorąc Samoobronę do rządu, wiedziałem, że towarzystwo, łagodnie mówiąc, jest grzeszne. I to w wydaniu mało finezyjnym. Sprawa Anety Krawczyk jest tego najlepszym dowodem.
- Nie żałuje pan, że doszło do przyspieszonych wyborów?
- Nie miałem wyjścia. Nie mogłem zatrzymać akcji CBA w resorcie rolnictwa, bo złamałbym prawo.
- Liczył pan na zwycięstwo?
- Takiej możliwości dawałem 10 procent szans. Na 40 procent liczyłem na pat, to jest sytuację, w której będą możliwe choćby częściowo korzystne dla kraju rozwiązania, czyli jakaś forma choćby częściowej kontynuacji naszej polityki.
- Jakie rozwiązania?
- Brałem na przykład pod uwagę wysunięcie kandydatury polityka, który mógłby zyskać poparcie dużej części albo nawet całości PO, być może nawet Jana Rokity. Nie wykluczam, że obawa przed takim wariantem była przyczyną jego wyautowania z platformy.
Cała rozmowa Doroty Kani, Marcina Dzierżanowskiego i Stanisława Janeckiego z Jarosławem Kaczyńskim w najbliższym wydaniu tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku, 19 listopada.