Z panią Haliną spotkaliśmy się na ulicy Opolskiej, jednej z najbardziej zniszczonych w Głuchołazach. Jezdnia wciąż przykryta była warstwą mułu, na parkingu stały wraki samochodów, których nikt nie zdążył przeparkować wyżej, mieszkańcy przeciskali się pomiędzy stosami połamanych mebli, wyrwanych futryn i parkietów. Z malutkiego mieszkania Haliny też zostało niewiele, ale przed jej oknem góra śmieci nie rosła. – Leczę się onkologicznie, po chwili sprzątania robi mi się słabo, muszę wyjść – tłumaczyła.
– Człowiek jest już bez sił. Miałam usuwaną nerkę, nie mogę dźwigać, ale muszę, bo to się samo nie zrobi – łamał jej się głos. – Teraz i tak jest luksus. Błoto, którego było po kolana, sama wywaliłam. Pracuję całe dnie, nocami przy świeczkach. Idzie zima, a mamy jeszcze kupę roboty. Jest bardzo, bardzo ciężko. Tak ciężko, że brakuje słów na to wszystko. Ani grosza jeszcze nie dostaliśmy, tyle co z darów, które ludzie przywożą.
Domem pani Haliny była kuchnia i jeden pokój na parterze, w którym mieszkała samotnie. Ledwie kilka lat temu musiała przeprowadzić remont, bo na piętrze wybuchł pożar, a ją zalała woda z akcji gaśniczej. Teraz, po powodzi, która spustoszyła miasto, lokal został doszczętnie zniszczony. Gdy woda opadła, a pani Halina pierwszy raz otworzyła drzwi, szafka wypłynęła razem z butami, lodówka stała do góry nogami, narożnik woda rzuciła na środek pokoju.
– Woda waliła drzwiami i oknami. Pierwszy raz coś takiego widziałam. Człowiek chciałby mieć koniec spokojniejszy, ale się nie da – mówiła zrezygnowana.
Odbudujmy świat pani Haliny. Liczy się każda złotówka
Pani Halina musiała przeprowadzić się do znajomego. Po kilku dniach udało się wynieść część zniszczonego dobytku, jeden z wolontariuszy pomógł skuć podłogi i ścianę, a w środku działa już osuszacz. To jednak zaledwie niewielka część tego, co jest potrzebne, aby życie pani Haliny wróciło do normalności. Choćby względnej. Pani Halina potrzebuje wszystkich sprzętów AGD, nowej łazienki, mebli, zapasu leków, ciśnieniomierza, glukometru... A do tego został jeszcze niespłacony kredyt na mieszkanie.
Lista potrzeb jest długa, dlatego córka pani Haliny, Karolina, uruchomiła zbiórkę. Cel to 60 tysięcy złotych.
Czytaj też:
Walczą ze skażonym mułem i piszą do Tuska. „Tu było bombardowanie. Roboty mam na parę lat”
– Nikt do tej pory u nas nie był, jesteśmy sami na siebie skazani. Dużo mówią, że już zaraz będzie pomoc, ale nie ma nic – żali się dzisiaj pani Halina. – Mieszkanie się suszy, będzie potrzebna nowa łazienka, całe wyposażenie. Codziennie tutaj siedzę, nikogo jeszcze nie było, pustka dookoła. Nie idzie się dostać po mopy albo szczotki, bo kolejka stoi od rana, trzeba ludziom czy nie, to i tak biorą po dziesięć mioteł, wiader. Gumiaków nie idzie dostać. Tylko płakać się chce.
Historię pani Haliny opisywaliśmy również w jednym z tekstów, który ukazał się na łamach „Wprost”.
Czytaj też:
Socjolożka o postawach w czasie powodzi. Podaje przykład Japonii