W sprawie organizacji nieformalnego szczytu UE w Brukseli zabrał głos eurodeputowany Łukasz Kohut. Jak sam zaznacza, Parlament Europejski nie jest bezpośrednio zaangażowany w kwestie organizacyjne prezydencji, bo te pozostają w gestii rządu, ale sama idea nieformalnego szczytu oraz jej możliwe następstwa nie są mu obojętne.
Kohut: Agenda ważniejsza niż miejsce
Zdaniem europosła Kohuta, kluczowe jest, co dokładnie zostanie wypracowane w trakcie takiego szczytu, a nie wyłącznie to, gdzie fizycznie się on odbędzie. – Czy taki szczyt odbędzie się w Brukseli? Słyszałem. Najważniejsze jest to, co mamy na agendzie – mówi Kohut, podkreślając, że z perspektywy członków Parlamentu Europejskiego najistotniejsze jest to, jakie tematy zostaną omówione i w jaki sposób wpłyną one na dalszy kierunek integracji Unii Europejskiej.
Europosła szczególnie interesują zagadnienia związane ze wspólną polityką bezpieczeństwa. Jak zauważa, jest to temat wielokrotnie podejmowany w PE – jak zaznacza, posłowie apelowali o pogłębienie współpracy obronnej, ale napotykali sprzeciw ze strony sił konserwatywnych.
Cała rozmowa z europosłem Łukaszem Kohutem:
Polska prezydencja i „piętno” na unijnej polityce
Kohut zwraca uwagę, że prezydencja w Radzie UE daje Polsce unikatową możliwość realnego wpływu na kształtowanie się polityk unijnych. Zazwyczaj półroczny okres przewodniczenia jest relatywnie krótki, jednak sprawne działania mogą przynieść konkretne rezultaty. – Jeżeli polska prezydencja odciśnie swego rodzaju piętno w ciągu tych sześciu miesięcy, to ja się będę bardzo cieszył – komentuje Kohut, dodając, że liczy przede wszystkim na efektywne przeprowadzenie dyskusji wokół kluczowych dla Wspólnoty tematów, z uwzględnieniem spraw bezpieczeństwa i wzmacniania integracji.
Węgrzy dali radę – czy Polska też mogła?
Jednym z najczęściej przytaczanych przykładów jest sytuacja Węgier. W trakcie własnej prezydencji, choć nie zorganizowano tam klasycznego nieformalnego szczytu UE, to jednak zdecydowano się na inne ważne wydarzenie międzynarodowe – szczyt Europejskiej Wspólnoty Politycznej w Budapeszcie. Pokazało to, że państwo przewodniczące jest w stanie podjąć się organizacji spotkania najwyższej rangi, mimo politycznej niechęci.
Warszawa, Katowice czy Wrocław mają odpowiednią infrastrukturę, by pomieścić delegacje z całej Europy i zapewnić zaplecze do odbywania się kluczowych rozmów na najwyższym szczeblu. Decyzja o przeniesieniu obrad do Brukseli budzi zatem wątpliwości, zwłaszcza w kontekście wagi symboliki takiej inicjatywy.
Kohut w swoich wypowiedziach nie neguje, że Polska mogłaby z powodzeniem poradzić sobie z organizacją szczytu. Jednocześnie rozumie argumentację opartą na praktycznych względach. Bruksela jako „serce Europy” jest doskonale przygotowana logistycznie na przyjęcie gości ze wszystkich państw członkowskich. To właśnie tam zwykle odbywają się szczyty UE o najróżniejszym charakterze – formalne i nieformalne.
Z drugiej strony liczni politycy i eksperci wskazują, że przeniesienie szczytu poza granice Polski może być odebrane jako sygnał słabej determinacji do promowania lokalnego wymiaru Unii.
Prezydencja Polski w UE i realne efekty
Niezależnie od wątpliwości związanych z wyborem miejsca, Kohut podkreśla, że prezydencja to okres, w którym można wprowadzić w życie ważne inicjatywy ustawodawcze lub przyczynić się do polepszenia współpracy między instytucjami unijnymi a krajami członkowskimi. Dla Polski to szczególna szansa – choćby na wzmocnienie głosu w debatach o przyszłym kształcie UE, reformach budżetowych czy wspólnych działaniach na rzecz bezpieczeństwa energetycznego.
Europosłowi zależy przy tym na jasnym komunikacie: polska prezydencja powinna wykorzystać każde narzędzie, by wspólnie z innymi krajami członkowskimi pracować nad kontynuacją integracji europejskiej – zwłaszcza w tak niepewnych czasach.
– Naprawdę w Brukseli jest infrastruktura i na pewno wszystko odbędzie się zgodnie z protokołem. Natomiast najważniejsze jest sam wkład i sama treść tego szczytu, i tych wszystkich punktów związanych z bezpieczeństwem – podsumowuje Kohut.
Czytaj też:
Wiemy, ile firm w Polsce otworzyli Rosjanie. Oto najnowsze dane ministerstwaCzytaj też:
Ziobro wychwala Orbana w węgierskich mediach. Polskę nazywa „tęczową” i „na krawędzi upadku”