Kowalski grzmiał przed ośrodkiem dla migrantów. Jest reakcja. „Sytuacja była dynamiczna”

Kowalski grzmiał przed ośrodkiem dla migrantów. Jest reakcja. „Sytuacja była dynamiczna”

Janusz Kowalski i Robert Bąkiewicz podczas interwencji w ośrodku dla migrantów w Czerwonym Borze
Janusz Kowalski i Robert Bąkiewicz podczas interwencji w ośrodku dla migrantów w Czerwonym Borze Źródło: X / Janusz Kowalski
Janusz Kowalski pojechał z interwencją do ośrodka dla migrantów w Czerwonym Borze. Do środka jednak nie wszedł. Jak usłyszał, na miejscu nie było żadnego pracownika funkcyjnego. O sprawę zapytaliśmy Urząd do Spraw Cudzoziemców. W odpowiedzi czytamy o „efekcie niewłaściwej komunikacji”.

Pod koniec zeszłego tygodnia sieć obiegł obszerny wpis Sebastiana Mrówki, radnego powiatu zambrowskiego. Radny pisał w nim o migrantach przebywających w ośrodku w podlaskim Czerwonym Borze. „W ostatnim czasie możemy zauważyć grupy migrantów spacerujące po okolicznych wsiach, co budzi niepokój wśród mieszkańców Czerwonego Boru, Bacz Mokrych i Zbrzeźnicy” – pisał w mediach społecznościowych.

Do swojego wpisu radny załączył interpelację, którą wystosował do wojewody. Pytał w niej m.in. o to, kim są osoby umieszczone w ośrodku, kto i na jakich zasadach podjął decyzję o ich umieszczeniu i dlaczego nie zostały o tym poinformowane lokalne samorządy.

facebook

„Mieszkańcy powiatu zambrowskiego wyrażają poważne obawy o swoje bezpieczeństwo w związku z pojawieniem się migrantów, którzy – według licznych relacji – od niedawna przemieszczają się po okolicznych wsiach” – czytamy w uzasadnieniu interpelacji.

Kowalski i Bąkiewicz z interwencją w Czerwonym Borze. „Za mną są rzeczywiście imigranci”

Sprawą ośrodka zainteresowali się politycy opozycji. We wtorek na miejsce z interwencją poselską udał się Janusz Kowalski, poseł Prawa i Sprawiedliwości. Towarzyszył mu Robert Bąkiewicz, prezes partii Niepodległość i były prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości.

Interwencję Kowalski relacjonował w mediach społecznościowych. – Jesteśmy w ośrodku dla imigrantów w Czerwonym Borze prowadzonym przez Urząd ds. Cudzoziemców. Pracuje tu kilku pracowników. Na miejscach parkingowych dla pracowników są samochody, ale zostałem jako poseł na Sejm RP poinformowany, że wszyscy pracownicy nagle wyjechali do Warszawy na okresowe badanie lekarskie – mówił na nagraniu polityk.

Jak stwierdził dalej, „miał prawo przypuszczać, że w tym budynku pełnym imigrantów nie ma ani jednego pracownika, pomimo tego, że samochody są”.

– Za mną są rzeczywiście imigranci. Przed chwilą ustaliłem najważniejszą rzecz. Rozmawiałem z imigrantem z Jemenu, który został trzy miesiące temu do tego ośrodka przewieziony z Niemiec w ramach procedury dublińskiej – mówił polityk.

– To jest potwierdzenie konkretne i to jest wynik tej kontroli poselskiej, że właśnie tutaj na Podlasiu przebywają relokowani nielegalni imigranci z Niemiec – stwierdził i dodał: „Można przypuszczać, że taka procedura jest we wszystkich takiego typu ośrodkach realizowana dzisiaj w Polsce”.

twitter

Będący obok posła Bąkiewicz wtórował. – Duża nerwowość ochrony tego środka oraz brak pracowników funkcyjnych – bo usłyszeliśmy, że są tutaj panie sprzątaczki, ale nie ma tych osób, które odpowiadają za ten ośrodek – budzi w nas pewne podejrzenie, że tych osób przywożonych z Niemiec faktycznie, zgodnie z tym co mówią media, co mówią okoliczni mieszkańcy, jest bardzo, bardzo wiele – opowiadał.

Urząd do Spraw Cudzoziemców odpowiada. „Sytuacja miała charakter dynamiczny”

O sprawę tego samego dnia zapytaliśmy rzecznika Urzędu do Spraw Cudzoziemców. W wiadomości poprosiliśmy o odniesienie się zarówno do relacji posła dotyczącej absencji pracowników, jak i do fragmentu o rozmowie z Jemeńczykiem rzekomo relokowanym z Niemiec.

Odpowiedź na pytania otrzymaliśmy w czwartek. Jak czytamy, „w dniu 1 kwietnia 2025 o godzinie 11.42 do ośrodka dla cudzoziemców w Czerwonym Borze przyjechało czterech mężczyzn, do których o godzinie 11.44 wyszedł pracownik ochrony”.

W tym miejscu podkreślono, że „we wszystkich ośrodkach dla cudzoziemców działają służby ochrony w trybie 24/7, którzy zatrudniani są przez podmiot posiadający ważną koncesję”.

„Jeden z mężczyzn przedstawił się jako poseł Janusz Kowalski, nie okazał jednak legitymacji i chciał rozmawiać z kierownictwem ośrodka” – napisano.

Zgodnie z odpowiedzią rzecznika, w ośrodku w Czerwonym Borze na stanowiskach merytorycznych zatrudnionych jest trzech pracowników Urzędu do Spraw Cudzoziemców. Jeden z nich, kierownik administracyjny, faktycznie przebywać miał tego dnia na badaniach okresowych w Warszawie. Drugi wykonywać miał zadania służbowe poza ośrodkiem.

Na terenie ośrodka znajdować miała się jednak trzecia z zatrudnionych osób. „W momencie niezapowiedzianej wizyty zajęta była realizacją obowiązków służbowych – rozmową z cudzoziemcami. Zaistniała sytuacja miała charakter dynamiczny i w efekcie niewłaściwej komunikacji nie doszło do wejścia posła Janusza Kowalskiego na teren obiektu” – czytamy.

Jak napisano dalej w oświadczeniu, „kwestie wejść na teren ośrodków reguluje § 7, 8 oraz 9 regulaminu pobytu w ośrodku dla cudzoziemców, stanowiący załącznik do rozporządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 23 października 2015 r. (Dz. U. z 2025 r., poz. 1828)”. „Urząd do Spraw Cudzoziemców nie ogranicza wstępu na teren ośrodków zainteresowanym osobom, poza wyszczególnionymi w ww. akcie prawnym przypadkami” – podkreślono.

Urząd do Spraw Cudzoziemców nie odniósł się jednak do kwestii relokacji migrantów z Niemiec, ani do rzekomego imigranta z Jemenu, z którym Kowalski miał rozmawiać. Napisano jedynie: „Pan Poseł był obecny na boisku przy bloku 24 i rozmawiał z jednym z mieszkańców”.

Czytaj też:
Polscy dziennikarze odwiedzili ośrodek dla migrantów w Niemczech. To nim straszył PiS
Czytaj też:
PiS i Konfederacja mają powód do radości? Najnowszy sondaż parlamentarny