Oficer BOR, który w 1997 r. sfilmował kancelarię premiera, powinien zostać zwolniony ze służby - stwierdziła sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych. O sprawie pierwszy napisał tygodnik „Wprost”.
W czwartek szef Agencji Wywiadu oraz wiceszef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego szczegółowo opowiadali o czynnościach związanych ze sprawdzeniem oficera, którego podejrzewano o współpracę z niemieckim wywiadem. – Nie ma dowodów, aby taśmy nakręcone przez tego człowieka trafiły do obcych służb specjalnych, ale nie można tego całkowicie wykluczyć. Taki film byłby bardzo atrakcyjny dla zagranicznych wywiadów – mówi „Wprost" jeden z członków speckomisji.
Oficer dalej pracuje w BOR, ale od kilku miesięcy przebywa na zwolnieniu lekarskim.
W czasie posiedzenia ustalono, że nie ma podstaw, aby stawiać oficerowi BOR jakiekolwiek zarzuty karne. - Mogę tylko powiedzieć, że ABW i AW wykonały bardzo dużą pracę zajmując się tą sprawą. Jednocześnie pogląd komisji jest zgodny, że człowiek o takim profilu psychologicznym i mentalności, jakie reprezentuje wspomniany oficer, nie powinien pracować w BOR – mówi „Wprost" Janusz Zemke, przewodniczący sejmowej komisji ds służb specjalnych.
Przed dwoma tygodniami „Wprost" w artykule „Kret w rządzie" ujawnił, że w połowie 2007 r. w ręce oficerów Agencji Wywiadu wpadł film, którego autor nagrał wszystkie najważniejsze pomieszczenia kancelarii premiera. Okazało się, że film jest dziełem funkcjonariusza Biura Ochrony Rządu, a dzięki dokumentom tajnym, które sfilmowano, ustalono, że nagranie pochodzi z 1997 r., kiedy premierem był Włodzimierz Cimoszewicz. Agencja Wywiadu dostała także informację, że nagranie trafiło do niemieckiego wywiadu. Swoim przełożonym oficer miał mówić, że film nagrał dla ukochanej, która chciała zobaczyć wnętrze kancelarii premiera.Oficer dalej pracuje w BOR, ale od kilku miesięcy przebywa na zwolnieniu lekarskim.