Chińska ambasada ostrzegła polski MSZ, że oficjalne spotkanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego z Dalajlamą może zamrozić polsko-chińskie stosunki - ustalił „Wprost”. To dlatego zeszłotygodniowe spotkanie przywódcy Tybetańczyków z prezydentem RP, planowane początkowo jako oficjalne, stało się prywatną wizytą Dalajlamy u pana Lecha Kaczyńskiego.
Współpracownicy prezydenta i politycy PiS cieszyli się, że z pierwszych stron czwartkowych gazet uśmiechać się będą Dalajlama u boku Lecha Kaczyńskiego. – A co, Wałęsa ma mieć monopol na takie fotki? – pytał w środę rano w Sejmie jeden z posłów PiS.
Niespełna godzinę przed spotkaniem sygnał z chińskiej ambasady przekazany Kancelarii Prezydenta przez MSZ popsuł jednak plany Lecha Kaczyńskiego. Chińczycy zagrozili, że wezwą swojego ambasadora w Polsce na konsultacje do kraju. To oznaczałoby poważny kryzys w kontaktach z ważnym dla Polski partnerem. Prezydent natychmiast zdecydował, że nie ma sensu ryzykować ataków ze strony rządu. – Zarzuciliby nam, że wykorzystujemy wizytę duchowego przywódcy Tybetu do partykularnych celów – mówi „Wprost" współpracownik Lecha Kaczyńskiego.
Zmiana rangi spotkania nie uspokoiła Chin. Państwo Środka wystosowało w ubiegły czwartek kolejny protest, a polski ambasador w Pekinie został w trybie pilnym wezwany do chińskiego MSZ.
Niespełna godzinę przed spotkaniem sygnał z chińskiej ambasady przekazany Kancelarii Prezydenta przez MSZ popsuł jednak plany Lecha Kaczyńskiego. Chińczycy zagrozili, że wezwą swojego ambasadora w Polsce na konsultacje do kraju. To oznaczałoby poważny kryzys w kontaktach z ważnym dla Polski partnerem. Prezydent natychmiast zdecydował, że nie ma sensu ryzykować ataków ze strony rządu. – Zarzuciliby nam, że wykorzystujemy wizytę duchowego przywódcy Tybetu do partykularnych celów – mówi „Wprost" współpracownik Lecha Kaczyńskiego.
Zmiana rangi spotkania nie uspokoiła Chin. Państwo Środka wystosowało w ubiegły czwartek kolejny protest, a polski ambasador w Pekinie został w trybie pilnym wezwany do chińskiego MSZ.