Wioletta Woźny, matka małej Róży przed porodem w Szpitalu Rejonowym w Szamotułach nie podpisała zgody na sterylizację – dowiedział się Wprost.24. Z dokumentów, które otrzymała badająca sprawę kobiety Prokuratura Okręgowa w Poznaniu wynika, że kobieta wyraziła zgodę jedynie na wykonanie cesarskiego cięcia. Mimo to, lekarze w czasie operacji podwiązali jej jajowody. To zabieg praktycznie nieodwracalny. Prokurator zamierza teraz postawić lekarzom zarzuty w tej sprawie.
Wcześniej dyrekcja szpitala przekonywała, że Wioletta Woźny podpisała wszystkie niezbędne dokumenty. Okazuje się jednak, że wśród nich nie było zgody na wykonanie zabiegu podwiązania jajowodów. Tymczasem lekarze szpitala po cesarce sami zdecydowali o wykonaniu tego zabiegu. – To jeden ze sposobów sterylizacji. Podobnie jak przecięcie jajowodów, zabieg ten nie jest odwracalny. Czasem zdarza się wprawdzie, że po operacji jajowody podlegają samoistnej rekanalizacji, co odwraca proces, ale są to wyjątkowo rzadkie przypadki – wyjaśnił nam dr Sławomir Sikora, ordynator położnictwa warszawskiego Szpitala Ginekologiczno-Położniczego „Inflancka". Według prawa, osoba powodująca ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci pozbawienia płodności podlega karze pozbawienia wolności od roku do 10 lat.
Lekarze z Szamotuł się bronią
Lekarze z Szamotuł bronią się przywołując art. 35. ustawy o zawodzie lekarza. Zgodnie z zawartymi w nim przepisami, jeżeli w trakcie wykonywania zabiegu wystąpią okoliczności, których nieuwzględnienie groziłoby pacjentowi niebezpieczeństwem utraty życia, ciężkim uszkodzeniem ciała lub ciężkim rozstrojem zdrowia, a jednocześnie nie ma możliwości uzyskania zgody przebywającego pod narkozą pacjenta na dodatkowy zabieg, lekarze mogą podjąć samodzielną decyzję w tej sprawie. Elżbieta Nosek, zastępca ordynatora oddziału położniczo-ginekologicznego w Szamotułach tłumaczyła „Gazecie Wyborczej", że tak właśnie było w tej sytuacji: - Macica Wioletty W. była uszkodzona, przy następnym porodzie mogłaby pęknąć. Nie mogliśmy zapytać pacjentki o zgodę. Była uśpiona. Trzeba by było ją wybudzić z narkozy. Narazilibyśmy ją na kolejną operację. Kobieta twierdzi jednak, że nawet po zabiegu nikt nie poinformował jej o jego rozszerzeniu. O sterylizacji dowiedziała się dopiero otrzymując wypis ze szpitala.
„Sterylizacja nie ratuje życia"
Jednak zdaniem dr. Pawła Siekierskiego, zastępcy dyrektora ds. położnictwa i ginekologii w warszawskim Szpitalu specjalistycznym im. św. Zofii, w takim przypadku nie można mówić o powoływaniu się na art. 35 wspomnianej ustawy. – Sytuacja zagrożenia życia musi mieć miejsce tu i teraz. Może to być np. gwałtowny krwotok z macicy – podkreśla lekarz. Jednak wówczas kobiecie nie podwiązuje się jajowodów. – Nie można mówić, że taki zabieg ratuje życie pacjentki. Jeśli w czasie porodu życie kobiety jest zagrożone lekarze usuwają jej macicę – stwierdza zdecydowanie dr Siekierski.
Artur Bartkiewicz
Lekarze z Szamotuł się bronią
Lekarze z Szamotuł bronią się przywołując art. 35. ustawy o zawodzie lekarza. Zgodnie z zawartymi w nim przepisami, jeżeli w trakcie wykonywania zabiegu wystąpią okoliczności, których nieuwzględnienie groziłoby pacjentowi niebezpieczeństwem utraty życia, ciężkim uszkodzeniem ciała lub ciężkim rozstrojem zdrowia, a jednocześnie nie ma możliwości uzyskania zgody przebywającego pod narkozą pacjenta na dodatkowy zabieg, lekarze mogą podjąć samodzielną decyzję w tej sprawie. Elżbieta Nosek, zastępca ordynatora oddziału położniczo-ginekologicznego w Szamotułach tłumaczyła „Gazecie Wyborczej", że tak właśnie było w tej sytuacji: - Macica Wioletty W. była uszkodzona, przy następnym porodzie mogłaby pęknąć. Nie mogliśmy zapytać pacjentki o zgodę. Była uśpiona. Trzeba by było ją wybudzić z narkozy. Narazilibyśmy ją na kolejną operację. Kobieta twierdzi jednak, że nawet po zabiegu nikt nie poinformował jej o jego rozszerzeniu. O sterylizacji dowiedziała się dopiero otrzymując wypis ze szpitala.
„Sterylizacja nie ratuje życia"
Jednak zdaniem dr. Pawła Siekierskiego, zastępcy dyrektora ds. położnictwa i ginekologii w warszawskim Szpitalu specjalistycznym im. św. Zofii, w takim przypadku nie można mówić o powoływaniu się na art. 35 wspomnianej ustawy. – Sytuacja zagrożenia życia musi mieć miejsce tu i teraz. Może to być np. gwałtowny krwotok z macicy – podkreśla lekarz. Jednak wówczas kobiecie nie podwiązuje się jajowodów. – Nie można mówić, że taki zabieg ratuje życie pacjentki. Jeśli w czasie porodu życie kobiety jest zagrożone lekarze usuwają jej macicę – stwierdza zdecydowanie dr Siekierski.
Specjalista podkreśla, że lekarze nie mogą bez wiedzy pacjentki pozbawiać jej prawa do posiadania dzieci, tylko dlatego, że przewidują iż kolejna ciąża może być dla niej zagrożeniem. – Wygląda na to, że mamy do czynienia z przypadkiem w którym został naruszony art. 156 Kodeksu Karnego, mówiący o przestępstwie polegającym na odebraniu człowiekowi zdolności płodzenia – stwierdza lekarz. Jeżeli kolejne ciąże mogą stanowić zagrożenie życia dla pacjentki polskie prawo dopuszcza wprawdzie sterylizację, ale nie może się ona odbyć bez zgody kobiety. – Lekarz sam nie może podjąć decyzji o usunięciu lub podwiązaniu jajowodów – podkreśla dr Siekierski.
Sprawa Róży
Wioletta W. urodziła Różę w lipcu tego roku. Sześć dni po porodzie Sąd Rejonowy w Szamotułach podjął decyzję o odebraniu kobiecie prawa do opieki nad dzieckiem i przekazaniu go do rodziny zastępczej. Decyzja została podjęta na podstawie opinii kuratora, który stwierdził, że rodzina Wioletty W. nie stwarza właściwych warunkach dla wychowania małoletnich dzieci. Kobieta złożyła zażalenie na decyzję sądu, które zostało jednak 21 sierpnia oddalone. W związku z protestami lokalnej społeczności broniącej wychowujących trójkę dzieci Wioletty W. i Władysława Sz. sprawą zajął się Rzecznik Praw Dziecka, oraz, na wniosek ministra sprawiedliwości Andrzeja Czumy, Prokuratura Apelacyjna w Poznaniu. Obecnie o prawo do opieki nad dzieckiem walczy partner kobiety, Władysław Sz. W ubiegły czwartek „Rzeczpospolita" poinformowała, że kobieta podczas odbierania porodu została poddana sterylizacji. Sprawą z urzędu zajęła się prokuratura.Artur Bartkiewicz