Błędy w konstruowaniu koszyka zdradzają nie tylko pośpiech, ale także słabe przygotowanie merytoryczne pracowników resortu zdrowia. W spisie procedur pojawiły się na przykład specjalizacje, których w Polsce nie ma, jak choćby specjalista anestezjologii i reanimacji. To niepokoi, gdyż to właśnie minister zdrowia, a nie NFZ będzie decydował o tym, w jaki sposób leczyć pacjentów. Fundusz skoncentruje się na kontraktowaniu. Problem mogą mieć też alergicy. Z koszykowych zapisów wynika, że poradnię specjalistyczną będzie mógł prowadzić tylko lekarz alergolog. Dotychczas mogli robić to też pulmonolodzy. W Polsce na jednego alergologa przypada aż 4 tys. chorych. To może niewiele w porównaniu z innymi państwami, ale tam schorzeniami alergicznymi zajmują się także lekarze innych specjalności. Sami alergolodzy z urzędowych ograniczeń powinni być zadowoleni. – Kolejki pacjentów do nich się wydłużą, cena ich pracy wzrośnie, a jednocześnie wielu chorych będzie chciało korzystać z ich usług na zasadach komercyjnych (czyli płacić z własnej kieszeni za szybszą, prywatną wizytę) – mówi prof. Jerzy Kruszewski, konsultant krajowy ds. alergologii.
Koszyk gwarantowanych świadczeń nie zlikwiduje kolejek, a wręcz może je wydłużyć. I nie chodzi o to, że w okresach gorszej koniunktury szpitalne kontrakty na usługi będą okrojone. Każde nietypowe leczenie będzie wymagało doprecyzowania w rozporządzeniu, a to, choćby ze względu na wymóg przeprowadzenia konsultacji, musi trwać. I kosztować. Prezes NFZ, wydając zarządzenie, szybciej mógł reagować w razie zagrożenia życia i zdrowia pacjentów, niż będzie to robić ministerstwo.Więcej przeczytasz w poniedziałkowym wydaniu tygodnika "Wprost"