Przynajmniej piętnastu posłom PiS i PO Ludwik Dorn zaproponował przejście do swojej nowej partii - dowiedział się Wprost24.Jak ustaliliśmy, przejście do partii Ludwika Dorna rozważają jego dawni współpracownicy z Prawa i Sprawiedliwości. To ci sami posłowie którzy po tym, jak został usunięty z partii, namawiali go, by założył nową. Posłowie ci potwierdzili to w rozmowie z "Wprost", jednak prosili o nieujawnianie nazwisk.
- PiS stacza się po równi pochyłej - mówi jeden z parlamentarzystów. - Coraz bardziej agresywne wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego i awantury z Platformą Obywatelską obniżają nasze poparcie społeczne. Moim zdaniem Ludwik Dorn to jedyna alternatywa dla kolegów z PiS, którzy chcą zmienić Polskę. Inny poseł dodaje: - Ludwik to człowiek charyzmatyczny, który nie ma opinii awanturnika i krzykacza. Pod jego skrzydłami, PiS może osiągnąć wyborcze zwycięstwo. Poseł Waldemar Wiązowski z PiS (jako jedyny zgodził się na podanie nazwiska) przyznał, że rozmawiał z Dornem na ten temat. - Jak na razie barw klubowych nie zmieniłem - zastrzega Wiązowski. - Uważam jednak, że cały klub PiS powinien współpracować z partią Dorna, bo to jedna opcja polityczna oparta na tych samych wartościach. Taka współpraca byłaby jak najbardziej w interesie Polski - dodaje Wiązowski.
Zdaniem politologa dr Rafała Chwedoruka, ta inicjatywa nie ma szans. - To koniec końca Dorna i jego politycznej inicjatywy - przekonuje Chwedoruk. - Dorn nie rozbije PiS, a w następnych wyborach nie dostanie się do Sejmu. I tak skończy się jego udział w wielkiej polityce.
Sam Ludwik Dorn, w wywiadzie dla Wprost24 powiedział, że w przyszłości widzi w swojej partii miejsce dla kolegów z partii Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. - Jeżeli koledzy z PiS i PO będą chcieli uczestniczyć we wspólnym, projektowanym przedsięwzięciu, to bardzo dobrze - powiedział "Wprost" Dorn.
Ogłosił Pan oficjalnie zamiar utworzenia nowej partii. Niewiele wiadomo jednak o szczegółach, o programie, o kadrach, głównych założeniach. Nie wiadomo nawet jak będzie nazywać się ta partia.
Dlaczego nawet? Trudno, żeby zamiar zaczynać realizować od nazwy. Zresztą trudno na razie mówić o partii politycznej, bo nie jest nią byt wirtualno-medialny. Moim zdaniem, na razie bardziej wskazane jest określenie "inicjatywa polityczna" niż "partia". Niesłuszne jest też mówienie o tej inicjatywie w kontekście tylko i wyłącznie mojej skromnej osoby. Inicjatywę poparło kilkanaście osób, które, mam nadzieję, w przyszłości będą stanowić trzon nowej partii. Jest jeszcze za wcześnie, aby wymieniać ich nazwiska. Wspólnie z tymi ludźmi spotykam się i dyskutuję na najważniejsze tematy. Pojawia się koncepcja formacji politycznej, której partia jest tylko częścią. Sadze, ze istnieją środowiska, które gotowe byłyby w takiej formacji działać, ale nie są skłonne na daleko idące ograniczenie swojej niezależności, którego wymaga partia wraz z dyscypliną..
W Sejmie opowiada się taki dowcip: kto pogodził PiS i PO? Ludwik Dorn. A dlaczego? Bo wszyscy zgodnie twierdzą, że jego nowa partia to marzenie nierealne do spełnienia.
Ja na to odpowiadam, ze kiedyś mężowie uczeni, po przeprowadzeni dogłębnych studiów i obliczeń doszli do naukowego wniosku, ze trzmiel latać nie może. A przecież trzmiele latają. A jeśli chodzi o partyjnych mędrców, to sadze, ze boją się o elektorat. Rozczarowanie do obu tych partii jest dziś widoczne. coraz bardziej. PO zawdzięcza to swoim nieudolnym rządom i ostatnim skandalom, głównie aferze hazardowej i stoczniowej. Nie chodzi o to, by wytykać PO, że nie ma cudu gospodarczego.. Chodzi o to, że załamuje się na różnych polach podstawowa koncepcja PO i Donalda Tuska: nie rządzić, ale być rządem i za cenę bezczynności dawać obywatelom złudzenie bezpieczeństwa.. Z kolei wina PiS-u polega na tym, że zajmuje się bieżącymi gierkami z Platformą i politycznym awanturnictwem zamiast zjednywaniem wyborców i opracowywaniem koncepcji na rozwiązywanie najważniejszych problemów. Partia, o której myślę, odwoła się do tych, którzy chcą polityki ambitnej, głębokich koniecznych zmian, ale odrzucają projekty polityczne, które łączą się z nadmiernym ryzykiem i konfliktem.
Niektórzy posłowie PiS mówią, że namawia ich Pan do przystąpienia do swojej partii. Widzi Pan szansę współpracy z dzisiejszymi działaczami PiS? Jeszcze niedawno mówił Pan o nich i o Jarosławie Kaczyńskim, że to gromada eunuchów otaczająca sułtana.
Oczywiście nie mówiłem tego o wszystkich, tylko o niektórych posłach PiS. Jednak mówiąc na poważnie: w PiS, tak jak i w Platformie Obywatelskiej, jest wiele ludzi przesiąkniętych patriotyzmem, ludzi, którzy poszli w politykę po to, aby zmienić Polskę. Z reguły nie są to posłowie czy senatorowie znani z pierwszych stron gazet. Skądinąd wiem, że ci ludzie są bardzo rozczarowani sposobem uprawiania polityki dziś, ciągłymi skandalami, aferami, korupcją, niemocą rządu, awanturnictwem i jałowością opozycji. A przecież tak bardzo chcieliby coś zmienić. Nie mogą, bo liderzy nie pytają ich o zdanie. I ci ludzie z pewnością będą chcieli włączyć się w nową inicjatywę polityczną, która będzie dążyła do naprawy Polski. Takich ludzi bardzo chętnie widziałbym wśród swoich politycznych przyjaciół. Jeżeli koledzy z PiS i PO będą chcieli uczestniczyć we wspólnym, projektowanym przedsięwzięciu, to bardzo dobrze.
A czy będzie otwarta również dla Jarosława Kaczyńskiego? Wyobraźmy sobie, że pewnego dnia do drzwi pańskiego gabinetu puka lider PiS i mówi: "Ludwiku, chciałbym zapisać się do Twojej partii. Czy mnie przyjmiesz?". Jak zachowałby się Pan w tej sytuacji? Jak łaskawy czy pamiętliwy sułtan?
Stawia mnie Pan w groteskowej sytuacji. Na razie to pan Kaczyński ma silną partię i jest bardzo ważnym kimś, a ja o partii myślę i jestem nikim. Ale zabawmy się. Przede wszystkim nie myślę o sobie w kategoriach politycznych jako o sułtanie, odrzucam model „partii sułtańskiej". Zebrałoby się kierownictwo formacji i na chłodno przeanalizowało, czy z uczestnictwa jakiejś znanej publicznie osoby w partii będzie miała ona więcej strat czy pożytku. Polityk może być pamiętliwy, ale nie może być mściwy i kierować się urazami. Do takiej sceny, jaką Pan przedstawił, z pewnością jednak nigdy nie dojdzie. I to z dwóch powodów. Po pierwsze: trudno mi sobie wyobrazić, aby pan Kaczyński chciał się zapisać do mojej partii. Przecież w ten sposób unicestwiłby PiS. Po drugie: Kaczyński na pewno nie zwróciłby się do mnie po imieniu lecz musiałby powiedzieć "panie pośle" lub "panie marszałku".
Przeszliście na "pan"?
Formalnie nie. Przez wiele lat byliśmy na "ty". Jednak niedawne zachowanie pana Kaczyńskiego w stosunku do mojej osoby, a zwłaszcza niegrzeczne komentowanie publiczne mojego życia prywatnego kazały mi zweryfikować nasze relacje. Nie wyobrażam sobie, aby dziś mógł się do mnie zwracać inaczej niż formalnie. Ponadto pan Jarosław Kaczyński z pewnością zalicza mnie dziś do swoich politycznych przeciwników, a nie przyjaciół. A z przeciwnikami nie jest na "ty".
Tym bardziej, że stanowi Pan dla niego konkurencję polityczną. Trudno przecież sobie wyobrazić, że Ludwik Dorn - przez wiele lat jeden z filarów PiS - nagle opracuje program inny niż PiS.
Dlaczego? Oczywiście, wiele wątków z programu „starego PiS" należy kontynuować, ale należy przemyśleć polityczne i programowe błędy PiS-u i wyciągnąć z tego wnioski. Ja nie myślę o żadnym „neo-PiS-ie”. Na pewno odrzucam koncepcję, z która kiedyś się utożsamiałem, a która okazała się fałszywa: raptownego przełomu, wstrząsu, radykalnej całościowej, bardzo szybkiej zmiany polskiej rzeczywistości. Tego nauczyły mnie lata 2005-2007. Ponadto niezbędne jest podjecie problematyki zarzuconej przez PiS i PO: głębokiej reformy finansów publicznych, co oznacza np. poważne postawienie problemu KRUS czy emerytur mundurowych. Obecnie PO w tych sprawach nie robi nic, a PiS przeszedł na pozycje obrony status quo. Nastawiam się na komunikacje polityczną z ludźmi o poglądach prawicowych i centroprawicowych oraz pokolenie 30-40-latków, które weryfikuje deklaracje i obietnice polityków dzięki arkuszowi kalkulacyjnemu Excela i obawia się, że za zaniechania koniecznych zmian rzeczywistość za 10-20 lat wystawi bardzo słony rachunek im i ich dzieciom.
Zdaniem politologa dr Rafała Chwedoruka, ta inicjatywa nie ma szans. - To koniec końca Dorna i jego politycznej inicjatywy - przekonuje Chwedoruk. - Dorn nie rozbije PiS, a w następnych wyborach nie dostanie się do Sejmu. I tak skończy się jego udział w wielkiej polityce.
Sam Ludwik Dorn, w wywiadzie dla Wprost24 powiedział, że w przyszłości widzi w swojej partii miejsce dla kolegów z partii Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. - Jeżeli koledzy z PiS i PO będą chcieli uczestniczyć we wspólnym, projektowanym przedsięwzięciu, to bardzo dobrze - powiedział "Wprost" Dorn.
Ogłosił Pan oficjalnie zamiar utworzenia nowej partii. Niewiele wiadomo jednak o szczegółach, o programie, o kadrach, głównych założeniach. Nie wiadomo nawet jak będzie nazywać się ta partia.
Dlaczego nawet? Trudno, żeby zamiar zaczynać realizować od nazwy. Zresztą trudno na razie mówić o partii politycznej, bo nie jest nią byt wirtualno-medialny. Moim zdaniem, na razie bardziej wskazane jest określenie "inicjatywa polityczna" niż "partia". Niesłuszne jest też mówienie o tej inicjatywie w kontekście tylko i wyłącznie mojej skromnej osoby. Inicjatywę poparło kilkanaście osób, które, mam nadzieję, w przyszłości będą stanowić trzon nowej partii. Jest jeszcze za wcześnie, aby wymieniać ich nazwiska. Wspólnie z tymi ludźmi spotykam się i dyskutuję na najważniejsze tematy. Pojawia się koncepcja formacji politycznej, której partia jest tylko częścią. Sadze, ze istnieją środowiska, które gotowe byłyby w takiej formacji działać, ale nie są skłonne na daleko idące ograniczenie swojej niezależności, którego wymaga partia wraz z dyscypliną..
W Sejmie opowiada się taki dowcip: kto pogodził PiS i PO? Ludwik Dorn. A dlaczego? Bo wszyscy zgodnie twierdzą, że jego nowa partia to marzenie nierealne do spełnienia.
Ja na to odpowiadam, ze kiedyś mężowie uczeni, po przeprowadzeni dogłębnych studiów i obliczeń doszli do naukowego wniosku, ze trzmiel latać nie może. A przecież trzmiele latają. A jeśli chodzi o partyjnych mędrców, to sadze, ze boją się o elektorat. Rozczarowanie do obu tych partii jest dziś widoczne. coraz bardziej. PO zawdzięcza to swoim nieudolnym rządom i ostatnim skandalom, głównie aferze hazardowej i stoczniowej. Nie chodzi o to, by wytykać PO, że nie ma cudu gospodarczego.. Chodzi o to, że załamuje się na różnych polach podstawowa koncepcja PO i Donalda Tuska: nie rządzić, ale być rządem i za cenę bezczynności dawać obywatelom złudzenie bezpieczeństwa.. Z kolei wina PiS-u polega na tym, że zajmuje się bieżącymi gierkami z Platformą i politycznym awanturnictwem zamiast zjednywaniem wyborców i opracowywaniem koncepcji na rozwiązywanie najważniejszych problemów. Partia, o której myślę, odwoła się do tych, którzy chcą polityki ambitnej, głębokich koniecznych zmian, ale odrzucają projekty polityczne, które łączą się z nadmiernym ryzykiem i konfliktem.
Niektórzy posłowie PiS mówią, że namawia ich Pan do przystąpienia do swojej partii. Widzi Pan szansę współpracy z dzisiejszymi działaczami PiS? Jeszcze niedawno mówił Pan o nich i o Jarosławie Kaczyńskim, że to gromada eunuchów otaczająca sułtana.
Oczywiście nie mówiłem tego o wszystkich, tylko o niektórych posłach PiS. Jednak mówiąc na poważnie: w PiS, tak jak i w Platformie Obywatelskiej, jest wiele ludzi przesiąkniętych patriotyzmem, ludzi, którzy poszli w politykę po to, aby zmienić Polskę. Z reguły nie są to posłowie czy senatorowie znani z pierwszych stron gazet. Skądinąd wiem, że ci ludzie są bardzo rozczarowani sposobem uprawiania polityki dziś, ciągłymi skandalami, aferami, korupcją, niemocą rządu, awanturnictwem i jałowością opozycji. A przecież tak bardzo chcieliby coś zmienić. Nie mogą, bo liderzy nie pytają ich o zdanie. I ci ludzie z pewnością będą chcieli włączyć się w nową inicjatywę polityczną, która będzie dążyła do naprawy Polski. Takich ludzi bardzo chętnie widziałbym wśród swoich politycznych przyjaciół. Jeżeli koledzy z PiS i PO będą chcieli uczestniczyć we wspólnym, projektowanym przedsięwzięciu, to bardzo dobrze.
A czy będzie otwarta również dla Jarosława Kaczyńskiego? Wyobraźmy sobie, że pewnego dnia do drzwi pańskiego gabinetu puka lider PiS i mówi: "Ludwiku, chciałbym zapisać się do Twojej partii. Czy mnie przyjmiesz?". Jak zachowałby się Pan w tej sytuacji? Jak łaskawy czy pamiętliwy sułtan?
Stawia mnie Pan w groteskowej sytuacji. Na razie to pan Kaczyński ma silną partię i jest bardzo ważnym kimś, a ja o partii myślę i jestem nikim. Ale zabawmy się. Przede wszystkim nie myślę o sobie w kategoriach politycznych jako o sułtanie, odrzucam model „partii sułtańskiej". Zebrałoby się kierownictwo formacji i na chłodno przeanalizowało, czy z uczestnictwa jakiejś znanej publicznie osoby w partii będzie miała ona więcej strat czy pożytku. Polityk może być pamiętliwy, ale nie może być mściwy i kierować się urazami. Do takiej sceny, jaką Pan przedstawił, z pewnością jednak nigdy nie dojdzie. I to z dwóch powodów. Po pierwsze: trudno mi sobie wyobrazić, aby pan Kaczyński chciał się zapisać do mojej partii. Przecież w ten sposób unicestwiłby PiS. Po drugie: Kaczyński na pewno nie zwróciłby się do mnie po imieniu lecz musiałby powiedzieć "panie pośle" lub "panie marszałku".
Przeszliście na "pan"?
Formalnie nie. Przez wiele lat byliśmy na "ty". Jednak niedawne zachowanie pana Kaczyńskiego w stosunku do mojej osoby, a zwłaszcza niegrzeczne komentowanie publiczne mojego życia prywatnego kazały mi zweryfikować nasze relacje. Nie wyobrażam sobie, aby dziś mógł się do mnie zwracać inaczej niż formalnie. Ponadto pan Jarosław Kaczyński z pewnością zalicza mnie dziś do swoich politycznych przeciwników, a nie przyjaciół. A z przeciwnikami nie jest na "ty".
Tym bardziej, że stanowi Pan dla niego konkurencję polityczną. Trudno przecież sobie wyobrazić, że Ludwik Dorn - przez wiele lat jeden z filarów PiS - nagle opracuje program inny niż PiS.
Dlaczego? Oczywiście, wiele wątków z programu „starego PiS" należy kontynuować, ale należy przemyśleć polityczne i programowe błędy PiS-u i wyciągnąć z tego wnioski. Ja nie myślę o żadnym „neo-PiS-ie”. Na pewno odrzucam koncepcję, z która kiedyś się utożsamiałem, a która okazała się fałszywa: raptownego przełomu, wstrząsu, radykalnej całościowej, bardzo szybkiej zmiany polskiej rzeczywistości. Tego nauczyły mnie lata 2005-2007. Ponadto niezbędne jest podjecie problematyki zarzuconej przez PiS i PO: głębokiej reformy finansów publicznych, co oznacza np. poważne postawienie problemu KRUS czy emerytur mundurowych. Obecnie PO w tych sprawach nie robi nic, a PiS przeszedł na pozycje obrony status quo. Nastawiam się na komunikacje polityczną z ludźmi o poglądach prawicowych i centroprawicowych oraz pokolenie 30-40-latków, które weryfikuje deklaracje i obietnice polityków dzięki arkuszowi kalkulacyjnemu Excela i obawia się, że za zaniechania koniecznych zmian rzeczywistość za 10-20 lat wystawi bardzo słony rachunek im i ich dzieciom.