Cała Polska usłyszała o nich po występie w programie „Mam Talent”. Nikt nie spodziewał się, że chłopcy ubrani w hip-hopowe bluzy na chwilę przeniosą nas w estetykę Baroku, do świata wielkich muzycznych geniuszy. Marcel i Nikodem Legun swymi delikatnymi, kobieco brzmiącymi głosami zaczarowali wszystkich. Po ich występie poruszony Kuba Wojewódzki poprosił: zaśpiewajcie raz jeszcze! Kiedy w półfinale powtórzyli swój sukces, usłyszeli od niego: „jesteście jak cud w Sokółce, nie wszystko kumam, ale mnie intrygujecie”. Pomimo komplementów, jakimi zostali obsypani, woda sodowa nie uderzyła im do głów. - Nie oczekujemy od programu wielkiej sławy, jak niektórzy mogliby sądzić - mówią w rozmowie z Wprost24 Marcel i Nikodem Legun.
Występ w półfinale miał być niepowtarzalny. - Utwór, który zaśpiewamy, będzie czymś zupełnie nowym. To będzie niespodzianka – zapowiadali przed występem w rozmowie z Wprost24 Marcel i Nikodem Legun. Mieli rację. Odnieśli kolejny sukces. Nie tylko jury programu było oczarowane ich wykonaniem kompozycji Zbigniewa Preisnera, ale również publiczność. – Życzę wam, abyście nie zostali typowymi polskimi gwiazdami – usłyszeli po występie. Każdy, kto porozmawia z braćmi, potwierdzi, że raczej nie ma takiej obawy. Marcel i Nikodem zaskakują naturalnością, bezpretensjonalnością i rozsądkiem. Doskonale wiedzą, jak chcą pokierować swoją dalszą karierą i czego oczekują po uczestnictwie w programie.
„Jesteśmy już po mutacji"
Większość ludzi myli ich sopranową barwę z falsetem, charakterystycznym dla chłopców przed mutacją. – My już jesteśmy po mutacji. Śpiewamy kontratenorem, rzadko spotykaną odmianą najwyższego głosu męskiego - tłumaczą bracia. Są bliźniakami, mają zaledwie 15 lat i z muzyką związani są od dziecka. Muzyczną edukację rozpoczęli bardzo wcześnie, mając zaledwie 3 lata. W wieku 5 lat zaczęli naukę gry na fortepianie. Rodzice wiedzieli, że tak niesamowity talent wymaga odpowiedniego kształcenia i zabiegali, by ich dzieci były szkolone przez najlepszych specjalistów na świecie. – Tato jeździł z nami wszędzie – opowiada dzisiaj Marcel. Chłopcy mają już na swoim koncie liczne sukcesy. Występowali pod batutą największych współczesnych dyrygentów na całym świecie. Kształcili się w najlepszych szkołach. Śpiewali partie solowe w transmitowanym na całym świecie koncercie, inaugurującym 250. rocznicę urodzin W. A. Mozarta.
Jak to się zaczęło?
- Jak mieliśmy 8 lat, do szkoły muzycznej, w której uczyliśmy się od 3 roku życia, przyszła pani, która robiła przesłuchania dla chórzystów. Tak trafiliśmy do chóru w Koszalinie, w którym emisji głosu uczyła prof. Maria Wleklińska (śpiewaczka opery Wrocławskiej i nauczycielka emisji głosu „Poznańskich słowików") – opowiada Marcel. To ona w pewnym momencie stwierdziła, że ten chór nie może im już nic więcej dać. - Powiedziała, że musimy zacząć uczyć się śpiewu prywatnie – mówi Nikodem. Pod jej czujnym okiem bracia stworzyli duet sopranowy i nagrali swoją pierwszą płytę. Po 4 latach współpracy z prof. Wleklińską, „zauważyła" ich jedna z wpływowych osób we Wiedniu, otwierając im drogę do współpracy z najlepszymi muzykami na świecie. Rodzina Legunów podjęła decyzję o przeprowadzce do stolicy klasyków muzyki. – Rodzice z nami pojechali, mieszkaliśmy tam trzy lata i szkoliliśmy się w najlepszej, elitarnej wiedeńskiej szkole muzycznej Wiener Sängerknaben – mówi Marcel. Bracia nie od razu jednak trafili do szkoły. Przez pierwszy rok w Wiedniu Marcel i Nikodem kształcili się prywatnie. Opłaciło się. Po roku zostali stypendystami szkoły i solistami słynnego szkolnego chóru, z którym koncertowali po całym świecie i odnosili największe sukcesy. - Szkoła w Wiedniu była bardzo specyficzna – opowiada dzisiaj Nikodem. - Robiliśmy tam program edukacyjny w pół roku. Wtedy od 6 rano do 18 mieliśmy ciągle naukę. Drugie pół roku jeździliśmy po świecie z chórem i koncertowaliśmy – tłumaczy. - Przez ten trzyletni okres rodzice cały czas byli z nami – dodaje Marcel. – Przez pierwszy rok mieszkaliśmy z nimi, a później, jak trafiliśmy do szkoły, musieliśmy mieszkać w internacie. Taki jest regulamin – dopowiada Nikodem. - Ale rodzice i tak zostali z nami w Wiedniu przez cały ten czas – podkreślają chłopcy.
„Nie chcemy popularności"
Czego zatem chłopcy szukają w programie „Mam Talent", który promuje osoby oryginalne, ale niekoniecznie utalentowane? Czy program ma im pomóc odnaleźć nowe kontakty? –Tak – odpowiadają zgodnie bracia. - W zeszłym tygodniu byliśmy w Paryżu na koncercie Filipa Żaruskiego, najlepszego żyjącego kontratenora, mieliśmy okazję osobiście rozmawiać z nim po koncercie. A bilety lotnicze kosztują – mówią chłopcy. - Nie oczekujemy od programu wielkiej sławy, jak niektórzy mogliby sądzić. Nie myślimy: jak przejdziemy do finału, to wtedy zaczniemy koncertować – trzeźwo precyzują swoje plany Marcel i Nikodem. – Ale jakby udało nam się znaleźć partnera do współpracy (na przykład linie lotnicze), moglibyśmy co tydzień jeździć do Paryża do Filipa Żaruskiego, albo do Warszawy do Jacka Laszczykowskiego. Byłoby wspaniale – mówi Marcel. I dodaje: - Słuchamy Żelichowskiego co najmniej dwie godziny dziennie. To nasz idol numer jeden. Drugi idol, z którym już mieliśmy okazję pracować i chcielibyśmy mieć z nim teraz próby to Jacek Laszczykowski – jeden z najlepszych w Polsce sopranistów.
- Teraz już latamy samolotami sami – mówi Marcel. Ale, jak dodaje Nikodem, mają tam na miejscu swoich opiekunów. - Nie jest tak, że nikt się nami nie zajmuje – podkreśla Nikodem.
„Jesteśmy normalnymi nastolatkami"
Marcel i Nikodem właśnie rozpoczęli naukę w pierwszej klasie jednego z koszalińskich liceów. Muzyka nie jest ich jedynym zajęciem - mają czas na to, by pograć z kolegami w piłkę. Tak było zawsze. – Mieliśmy normalne dzieciństwo. Rodzice tak wszystko zorganizowali, że mieliśmy czas na muzykę i na zabawę z kolegami. Teraz też tak jest – mówi Nikodem. Chłopcy wrócili z Wiednia, by zdać maturę. Na razie nie koncertują sami. – Rodzice nam na to nie pozwalają. I my ich rozumiemy. Sami też uważamy, że to jeszcze nie czas, nie pora na koncertowanie i karierę światową – twierdzi Nikodem.
Teraz po lekcjach w LO Marcel i Nikodem chodzą na prywatne lekcje fortepianu. - Zaczniemy też chodzić do szkoły muzycznej – zdradza Marcel. Chłopcy całą swoją uwagę koncentrują jednak na śpiewie. - Mieszkamy w Karlinie pod Koszalinem. Szukamy dobrego nauczyciela - mówi Marcel. Żałują jednak, że w Polsce jest tak mało specjalistów, którzy mogliby się nimi zająć. Bracia już wiedzą, że mają otwartą drogę na studia muzyczne do Warszawy, gdzie byliby prywatnie pod opieką jednego najlepszych sopranistów na świecie Jacka Laszczykowskiego. – Obiecał nam, że możemy się u niego uczyć, jak skończymy dwadzieścia lat – zdradzają. Rozważają też naukę za granicą. – W grę wchodzi na pewno też Wiedeń albo Paryż – dodaje Nikodem.
Marcel i Nikodem, pomimo tak ogromnych sukcesów, nie osiadają na laurach. - Wiemy, ile mamy jeszcze przed sobą nauki nad naszymi głosami. Ludzie może tego nie widzą, podoba im się to jak teraz śpiewamy, ale my wiemy ile jeszcze przed nami pracy, żeby nasz śpiew był na takim światowym poziomie, jak naszych idoli – mówi Nikodem.
Chłopcy tłumaczą, że repertuar jaki zaprezentowali w „Mam Talent" był trochę wymuszony. - Nie mamy w repertuarze piosenek Celine Dion. Zajmujemy się muzyką barokową – mówi Marcel. – Ale na co dzień słuchamy też hip-hopu, co chcieliśmy pokazać chociażby naszymi strojami. Jednak gusta nam się zmieniają – przyznaje Nikodem. Ostatnio fascynuje ich też klasyka. Mają również świadomość, że ich pasje muzyczne daleko odbiegają od popularnych nurtów. - Mieliśmy obawy, czy Polakom spodoba się to co robimy, ale po programie dostaliśmy mnóstwo listów, ludzie piszą że byliśmy świetni – cieszą się.
Bracia Legun
„Jesteśmy już po mutacji"
Większość ludzi myli ich sopranową barwę z falsetem, charakterystycznym dla chłopców przed mutacją. – My już jesteśmy po mutacji. Śpiewamy kontratenorem, rzadko spotykaną odmianą najwyższego głosu męskiego - tłumaczą bracia. Są bliźniakami, mają zaledwie 15 lat i z muzyką związani są od dziecka. Muzyczną edukację rozpoczęli bardzo wcześnie, mając zaledwie 3 lata. W wieku 5 lat zaczęli naukę gry na fortepianie. Rodzice wiedzieli, że tak niesamowity talent wymaga odpowiedniego kształcenia i zabiegali, by ich dzieci były szkolone przez najlepszych specjalistów na świecie. – Tato jeździł z nami wszędzie – opowiada dzisiaj Marcel. Chłopcy mają już na swoim koncie liczne sukcesy. Występowali pod batutą największych współczesnych dyrygentów na całym świecie. Kształcili się w najlepszych szkołach. Śpiewali partie solowe w transmitowanym na całym świecie koncercie, inaugurującym 250. rocznicę urodzin W. A. Mozarta.
Jak to się zaczęło?
- Jak mieliśmy 8 lat, do szkoły muzycznej, w której uczyliśmy się od 3 roku życia, przyszła pani, która robiła przesłuchania dla chórzystów. Tak trafiliśmy do chóru w Koszalinie, w którym emisji głosu uczyła prof. Maria Wleklińska (śpiewaczka opery Wrocławskiej i nauczycielka emisji głosu „Poznańskich słowików") – opowiada Marcel. To ona w pewnym momencie stwierdziła, że ten chór nie może im już nic więcej dać. - Powiedziała, że musimy zacząć uczyć się śpiewu prywatnie – mówi Nikodem. Pod jej czujnym okiem bracia stworzyli duet sopranowy i nagrali swoją pierwszą płytę. Po 4 latach współpracy z prof. Wleklińską, „zauważyła" ich jedna z wpływowych osób we Wiedniu, otwierając im drogę do współpracy z najlepszymi muzykami na świecie. Rodzina Legunów podjęła decyzję o przeprowadzce do stolicy klasyków muzyki. – Rodzice z nami pojechali, mieszkaliśmy tam trzy lata i szkoliliśmy się w najlepszej, elitarnej wiedeńskiej szkole muzycznej Wiener Sängerknaben – mówi Marcel. Bracia nie od razu jednak trafili do szkoły. Przez pierwszy rok w Wiedniu Marcel i Nikodem kształcili się prywatnie. Opłaciło się. Po roku zostali stypendystami szkoły i solistami słynnego szkolnego chóru, z którym koncertowali po całym świecie i odnosili największe sukcesy. - Szkoła w Wiedniu była bardzo specyficzna – opowiada dzisiaj Nikodem. - Robiliśmy tam program edukacyjny w pół roku. Wtedy od 6 rano do 18 mieliśmy ciągle naukę. Drugie pół roku jeździliśmy po świecie z chórem i koncertowaliśmy – tłumaczy. - Przez ten trzyletni okres rodzice cały czas byli z nami – dodaje Marcel. – Przez pierwszy rok mieszkaliśmy z nimi, a później, jak trafiliśmy do szkoły, musieliśmy mieszkać w internacie. Taki jest regulamin – dopowiada Nikodem. - Ale rodzice i tak zostali z nami w Wiedniu przez cały ten czas – podkreślają chłopcy.
„Nie chcemy popularności"
Czego zatem chłopcy szukają w programie „Mam Talent", który promuje osoby oryginalne, ale niekoniecznie utalentowane? Czy program ma im pomóc odnaleźć nowe kontakty? –Tak – odpowiadają zgodnie bracia. - W zeszłym tygodniu byliśmy w Paryżu na koncercie Filipa Żaruskiego, najlepszego żyjącego kontratenora, mieliśmy okazję osobiście rozmawiać z nim po koncercie. A bilety lotnicze kosztują – mówią chłopcy. - Nie oczekujemy od programu wielkiej sławy, jak niektórzy mogliby sądzić. Nie myślimy: jak przejdziemy do finału, to wtedy zaczniemy koncertować – trzeźwo precyzują swoje plany Marcel i Nikodem. – Ale jakby udało nam się znaleźć partnera do współpracy (na przykład linie lotnicze), moglibyśmy co tydzień jeździć do Paryża do Filipa Żaruskiego, albo do Warszawy do Jacka Laszczykowskiego. Byłoby wspaniale – mówi Marcel. I dodaje: - Słuchamy Żelichowskiego co najmniej dwie godziny dziennie. To nasz idol numer jeden. Drugi idol, z którym już mieliśmy okazję pracować i chcielibyśmy mieć z nim teraz próby to Jacek Laszczykowski – jeden z najlepszych w Polsce sopranistów.
- Teraz już latamy samolotami sami – mówi Marcel. Ale, jak dodaje Nikodem, mają tam na miejscu swoich opiekunów. - Nie jest tak, że nikt się nami nie zajmuje – podkreśla Nikodem.
„Jesteśmy normalnymi nastolatkami"
Marcel i Nikodem właśnie rozpoczęli naukę w pierwszej klasie jednego z koszalińskich liceów. Muzyka nie jest ich jedynym zajęciem - mają czas na to, by pograć z kolegami w piłkę. Tak było zawsze. – Mieliśmy normalne dzieciństwo. Rodzice tak wszystko zorganizowali, że mieliśmy czas na muzykę i na zabawę z kolegami. Teraz też tak jest – mówi Nikodem. Chłopcy wrócili z Wiednia, by zdać maturę. Na razie nie koncertują sami. – Rodzice nam na to nie pozwalają. I my ich rozumiemy. Sami też uważamy, że to jeszcze nie czas, nie pora na koncertowanie i karierę światową – twierdzi Nikodem.
Teraz po lekcjach w LO Marcel i Nikodem chodzą na prywatne lekcje fortepianu. - Zaczniemy też chodzić do szkoły muzycznej – zdradza Marcel. Chłopcy całą swoją uwagę koncentrują jednak na śpiewie. - Mieszkamy w Karlinie pod Koszalinem. Szukamy dobrego nauczyciela - mówi Marcel. Żałują jednak, że w Polsce jest tak mało specjalistów, którzy mogliby się nimi zająć. Bracia już wiedzą, że mają otwartą drogę na studia muzyczne do Warszawy, gdzie byliby prywatnie pod opieką jednego najlepszych sopranistów na świecie Jacka Laszczykowskiego. – Obiecał nam, że możemy się u niego uczyć, jak skończymy dwadzieścia lat – zdradzają. Rozważają też naukę za granicą. – W grę wchodzi na pewno też Wiedeń albo Paryż – dodaje Nikodem.
Marcel i Nikodem, pomimo tak ogromnych sukcesów, nie osiadają na laurach. - Wiemy, ile mamy jeszcze przed sobą nauki nad naszymi głosami. Ludzie może tego nie widzą, podoba im się to jak teraz śpiewamy, ale my wiemy ile jeszcze przed nami pracy, żeby nasz śpiew był na takim światowym poziomie, jak naszych idoli – mówi Nikodem.
Chłopcy tłumaczą, że repertuar jaki zaprezentowali w „Mam Talent" był trochę wymuszony. - Nie mamy w repertuarze piosenek Celine Dion. Zajmujemy się muzyką barokową – mówi Marcel. – Ale na co dzień słuchamy też hip-hopu, co chcieliśmy pokazać chociażby naszymi strojami. Jednak gusta nam się zmieniają – przyznaje Nikodem. Ostatnio fascynuje ich też klasyka. Mają również świadomość, że ich pasje muzyczne daleko odbiegają od popularnych nurtów. - Mieliśmy obawy, czy Polakom spodoba się to co robimy, ale po programie dostaliśmy mnóstwo listów, ludzie piszą że byliśmy świetni – cieszą się.
Redakcja Wprost24 dziękuje p. Beacie Trojanowskiej - Legun za udostępnienie zdjęć.
Galeria:Bracia Legun