Prorosyjski Wiktor Janukowycz, a nie bardziej zorientowana na Zachód Julia Tymoszenko stanie na czele Ukrainy. Ukraińska komisja wyborcza ogłosiła dziś, że lider Partii Regionów zdobył 48,95 procent głosów, podczas gdy na Julię Tymoszenko zagłosowało 45,47 procent wyborców. Co taki wybór oznacza dla stosunków polsko-ukraińskich? – Pragmatyzm nie pozwoli Janukowyczowi odwrócić się od Polski i Unii Europejskiej – mówi posłanka SLD Jolanta Szymanek-Deresz.
Kiedy pięć lat temu Janukowycz rywalizował z Wiktorem Juszczenką był postrzegany jako polityk marionetkowy wobec Kremla. Czy Polska powinna się teraz obawiać, że Zachód „straci" Ukrainę? – Janukowycz jest politykiem pragmatycznym i pragmatyzm nie pozwoli mu się odwrócić od Polski i UE. Juszczenko cieszył się naszą sympatią, ale pozytywnych efektów to nie przyniosło. Natomiast Janukowycz, za którym stoi ukraiński biznes będzie kierował się w swojej polityce raczej interesami niż ideologicznymi sporami o miejsce Stepana Bandery w ukraińskiej historii – zauważa Szymanek-Deresz. Poseł Saryusz-Wolski jest ostrożniejszy, ale i on podchodzi do wyniku wyborów z umiarkowanym optymizmem. - Nie zwracałbym uwagi na prozachodnie deklaracje Tymoszenko, ani na prowschodnie slogany Janukowycza. Deklaracji w przeszłości było wiele – a najważniejsza i tak okazywała się praktyka. UE jest gotowa nadal rozmawiać i współpracować z Ukrainą.
Z kolei Anna Górska z Ośrodka Studiów Wschodnich uważa, że Ukrainy po prostu nie stać dziś na nieprzyjazne gesty wobec Polski i - po początkowej szorstkości - pamięć o pomarańczowej rewolucji nie będzie dominantą naszych wzajemnych relacji.
A co z ukraińsko-rosyjskimi wojnami gazowymi, które negatywnie odbijały się na bezpieczeństwie-energetycznym UE i Polski? – Nie ma przesłanek ku temu by stwierdzić, że coś w tej materii się zmieni. UE jest niezmiennie zainteresowana zakupem gazu z tego kierunku – ucina temat poseł Saryusz-Wolski. Zdaniem europosła PiS Pawła Kowala zagrożeniem mogłaby być „białorusinizacją" rosyjsko-ukraińskich stosunków gazowych. – Wolę wojny gazowe niż sytuacje, w której Rosja będzie sprzedawała tani gaz Ukrainie w zamian za ustępstwa polityczne – podkreślił europoseł PiS.
Ciągnąć Kijów do Unii
Jak teraz wobec Ukrainy powinny zachowywać się Polska i UE? Jacek Saryusz-Wolski tłumaczy, że należy kontynuować rozpoczęte projekty – m.in. program Partnerstwa Wschodniego. Z kolei zdaniem Marka Migalskiego skoro Janukowycz jest pragmatykiem, który będzie trzymał z tym, kto zaoferuje jak największe korzyści, Polska powinna z jednej strony przekonywać Ukrainę, że miejsce tego kraju jest w strukturach Zachodu, a z drugiej naciskać na Unię Europejską, aby w większym stopniu kierować swój obszar zainteresowań gospodarczych i politycznych w stronę Ukrainy, również jeśli chodzi o pomoc finansową dla tego kraju. - W niektórych stolicach europejskich decydenci niechętni integracji europejskiej Ukrainy przyjęli z ulgą wygraną Janukowicza. Uznali bowiem, że zwycięstwo polityka, który postrzegany jest jako sceptyk europejski, zwalnia ich z konieczności podejmowania wysiłków na rzecz pogłębienia dialogu z Ukrainą. Dlatego powinniśmy podejmować na forum europejskim stanowcze działania, które przekonają sceptyków dialogu z Ukrainą, że są w błędzie i że nie zwalnia ich to z dalszych wysiłków na tej drodze – tłumaczy Migalski.
Podobnego zdania jak poseł Migalski jest prof. Wawrzyniec Konarski z Uniwersytetu Warszawskiego. - Polska jako sąsiad Ukrainy powinna z jednej strony pielęgnować kontakty dwustronne na szczeblu politycznym, gospodarczym i kulturalnym, z drugiej zaś przekonywać salony europejskie, że jej znajomość Wschodu jest kompleksowa i że fakt ten uprawnia nas do bycia politycznym pomostem między Ukrainą a Unią. Do tego potrzebujemy sprawnych dyplomatów - mężów stanu, którzy będą wiedzieć, z kim w Europie rozmawiać, aby skutecznie artykułować swoje stanowisko w sprawie ukraińskiej.
Triumf demokracji
Wprawdzie Julia Tymoszenko nie składa broni i zapowiada zaskarżenie wyników wyborów do sądu, ale – jak podkreślają nasi rozmówcy – nie ma powodów do podważenia legalności wyborów. – Tu nie chodzi o wrażenia tylko o rzetelne obserwacje prowadzone przez organizacje międzynarodowe. A te uznały, że wybory na Ukrainie zostały przeprowadzone zgodnie z prawem – podkreślił w rozmowie z nami europoseł Kowal, który z ramienia Parlamentu Europejskiego był obserwatorem wyborów.
Czy zwycięstwo Janukowycza oznacza koniec pomarańczowej rewolucji na Ukrainie? Jolanta Szymanek-Deresz, była szefowa Kancelarii Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego podkreśla, że można raczej mówić o niewykorzystaniu rewolucji niż o jej klęsce. – Pomarańczowa rewolucja była przełomem, którego nic nie zmieni. Niestety Julia Tymoszenko i Wiktor Juszczenko zamiast skorzystać z jej owoców skoncentrowali się na bezwzględnej walce o władzę – ubolewa posłanka SLD. Dodaje jednak, że zmian jakie nastąpiły na Ukrainie nic nie cofnie. – Mamy wolne media, pluralizm polityczny – wylicza Szymanek-Deresz.
O zwycięstwie demokracji mówią również inni nasi rozmówcy. Marek Migalski, europoseł PiS tłumaczy, że sam fakt iż na Ukrainie doszło do wyborów jest sukcesem demokracji. – Nawet protesty Tymoszenko tego nie zmieniają. Jeżeli sprawa rozstrzygnie się w sądzie to wszystko pozostanie w zgodzie z demokratycznymi regułami gry – tłumaczy europoseł. Na to samo zwraca uwagę Jacek Saryusz-Wolski. – Wybory, w których rywalizowali ze sobą Al Gore i George W. Bush też skończyły się w sądzie a nie zachwiało to amerykańską demokracją. Najważniejsze żeby wybory nie rozstrzygały się na ulicy – zauważa polityk PO. – Pięć lat temu Janukowycz chciał „wykraść" zwycięstwo. Teraz skorzystał z mechanizmów demokratycznych – i po prostu wygrał. W 1993 roku w Polsce do władzy też doszła formacja, która wcześniej kwestionowała demokrację, a mimo to nie doszło do załamania demokracji w Polsce – dodaje europoseł Kowal.
Z kolei Anna Górska z Ośrodka Studiów Wschodnich uważa, że Ukrainy po prostu nie stać dziś na nieprzyjazne gesty wobec Polski i - po początkowej szorstkości - pamięć o pomarańczowej rewolucji nie będzie dominantą naszych wzajemnych relacji.
A co z ukraińsko-rosyjskimi wojnami gazowymi, które negatywnie odbijały się na bezpieczeństwie-energetycznym UE i Polski? – Nie ma przesłanek ku temu by stwierdzić, że coś w tej materii się zmieni. UE jest niezmiennie zainteresowana zakupem gazu z tego kierunku – ucina temat poseł Saryusz-Wolski. Zdaniem europosła PiS Pawła Kowala zagrożeniem mogłaby być „białorusinizacją" rosyjsko-ukraińskich stosunków gazowych. – Wolę wojny gazowe niż sytuacje, w której Rosja będzie sprzedawała tani gaz Ukrainie w zamian za ustępstwa polityczne – podkreślił europoseł PiS.
Ciągnąć Kijów do Unii
Jak teraz wobec Ukrainy powinny zachowywać się Polska i UE? Jacek Saryusz-Wolski tłumaczy, że należy kontynuować rozpoczęte projekty – m.in. program Partnerstwa Wschodniego. Z kolei zdaniem Marka Migalskiego skoro Janukowycz jest pragmatykiem, który będzie trzymał z tym, kto zaoferuje jak największe korzyści, Polska powinna z jednej strony przekonywać Ukrainę, że miejsce tego kraju jest w strukturach Zachodu, a z drugiej naciskać na Unię Europejską, aby w większym stopniu kierować swój obszar zainteresowań gospodarczych i politycznych w stronę Ukrainy, również jeśli chodzi o pomoc finansową dla tego kraju. - W niektórych stolicach europejskich decydenci niechętni integracji europejskiej Ukrainy przyjęli z ulgą wygraną Janukowicza. Uznali bowiem, że zwycięstwo polityka, który postrzegany jest jako sceptyk europejski, zwalnia ich z konieczności podejmowania wysiłków na rzecz pogłębienia dialogu z Ukrainą. Dlatego powinniśmy podejmować na forum europejskim stanowcze działania, które przekonają sceptyków dialogu z Ukrainą, że są w błędzie i że nie zwalnia ich to z dalszych wysiłków na tej drodze – tłumaczy Migalski.
Podobnego zdania jak poseł Migalski jest prof. Wawrzyniec Konarski z Uniwersytetu Warszawskiego. - Polska jako sąsiad Ukrainy powinna z jednej strony pielęgnować kontakty dwustronne na szczeblu politycznym, gospodarczym i kulturalnym, z drugiej zaś przekonywać salony europejskie, że jej znajomość Wschodu jest kompleksowa i że fakt ten uprawnia nas do bycia politycznym pomostem między Ukrainą a Unią. Do tego potrzebujemy sprawnych dyplomatów - mężów stanu, którzy będą wiedzieć, z kim w Europie rozmawiać, aby skutecznie artykułować swoje stanowisko w sprawie ukraińskiej.
Triumf demokracji
Wprawdzie Julia Tymoszenko nie składa broni i zapowiada zaskarżenie wyników wyborów do sądu, ale – jak podkreślają nasi rozmówcy – nie ma powodów do podważenia legalności wyborów. – Tu nie chodzi o wrażenia tylko o rzetelne obserwacje prowadzone przez organizacje międzynarodowe. A te uznały, że wybory na Ukrainie zostały przeprowadzone zgodnie z prawem – podkreślił w rozmowie z nami europoseł Kowal, który z ramienia Parlamentu Europejskiego był obserwatorem wyborów.
Czy zwycięstwo Janukowycza oznacza koniec pomarańczowej rewolucji na Ukrainie? Jolanta Szymanek-Deresz, była szefowa Kancelarii Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego podkreśla, że można raczej mówić o niewykorzystaniu rewolucji niż o jej klęsce. – Pomarańczowa rewolucja była przełomem, którego nic nie zmieni. Niestety Julia Tymoszenko i Wiktor Juszczenko zamiast skorzystać z jej owoców skoncentrowali się na bezwzględnej walce o władzę – ubolewa posłanka SLD. Dodaje jednak, że zmian jakie nastąpiły na Ukrainie nic nie cofnie. – Mamy wolne media, pluralizm polityczny – wylicza Szymanek-Deresz.
O zwycięstwie demokracji mówią również inni nasi rozmówcy. Marek Migalski, europoseł PiS tłumaczy, że sam fakt iż na Ukrainie doszło do wyborów jest sukcesem demokracji. – Nawet protesty Tymoszenko tego nie zmieniają. Jeżeli sprawa rozstrzygnie się w sądzie to wszystko pozostanie w zgodzie z demokratycznymi regułami gry – tłumaczy europoseł. Na to samo zwraca uwagę Jacek Saryusz-Wolski. – Wybory, w których rywalizowali ze sobą Al Gore i George W. Bush też skończyły się w sądzie a nie zachwiało to amerykańską demokracją. Najważniejsze żeby wybory nie rozstrzygały się na ulicy – zauważa polityk PO. – Pięć lat temu Janukowycz chciał „wykraść" zwycięstwo. Teraz skorzystał z mechanizmów demokratycznych – i po prostu wygrał. W 1993 roku w Polsce do władzy też doszła formacja, która wcześniej kwestionowała demokrację, a mimo to nie doszło do załamania demokracji w Polsce – dodaje europoseł Kowal.