Prezydentura nie jest marzeniem Kaczyńskiego

Prezydentura nie jest marzeniem Kaczyńskiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jarosław Kaczyński (fot. A. Jagielak /Wprost) 
Czytelnicy „Wprost24” w ankiecie, w której spytaliśmy o to, czy Jarosław Kaczyński powinien kandydować w wyborach prezydenckich nie udzielili jednoznacznej odpowiedzi. Nieco ponad połowa uznała, że prezes PiS nie powinien startować w wyborach, ale różnica między zwolennikami a przeciwnikami kandydatury Kaczyńskiego wyniosła niecały procent. – Prezydentura nie jest marzeniem Jarosława Kaczyńskiego. To raczej wilczy dół dla politycznych liderów w Polsce – ocenia politolog dr Jarosław Flis.
Dlaczego tylu Polaków nie chciało, aby prezes PiS ubiegał się o prezydenturę? Zdaniem dr Ewy Pietrzyk-Zieniewicz wielu wyborców boi się silnej, autorytarnej osobowości prezesa PiS. – To polityk konfliktogenny, a Polacy od prezydenta wymagają jednak spokoju – ocenia.

Podobnego zdania jest prof. Wawrzyniec Konarski. – Kaczyński to polityk który dzieli Polaków. Taką reputację zdobył sobie w czasie, gdy jako premier kierował państwem. Poza tym nie sprzyjają mu media, a on sam ma trudności w przekonaniu dziennikarzy do swojej osoby – ocenia politolog.

Z kolei zdaniem dr Flisa nawet wyborcy PiS mogą sceptycznie patrzeć na kandydaturę swojego prezesa, ponieważ obawiają się jego porażki, bądź jego… zwycięstwa. – Celem Jarosława Kaczyńskiego w polityce nie jest prezydentura, lecz fotel premiera. To premier ma realną władzę w Polsce. Gdyby Jarosław Kaczyński wygrał wybory prezydenckie jego marzenie nie mogłoby się spełnić. Jeśli zaś przegra – osłabi to jego pozycję w partii i też oddali się od swojego głównego celu – zauważa dr Flis. Politolog zwraca uwagę, że prezydentura w Polsce jest „wilczym dołem dla liderów politycznych". – Gdyby Aleksander Kwaśniewski w 1993 został premierem i nie walczył o prezydenturę pewnie do dziś byłby jednym z ważniejszych polityków w Polsce. Tymczasem dziś znajduje się na politycznej emeryturze. Kampania prezydencka pogrzebała też polityczną karierę Mariana Krzaklewskiego – przypomina Flis. Dodaje, że dla Kaczyńskiego najlepsza byłaby sytuacja, gdyby nieznacznie przegrał z Komorowskim w drugiej turze – wówczas umocniłby partię, a PiS nie straciłoby lidera.

Wszyscy politolodzy są jednak zgodni, że tak naprawdę PiS nie miało alternatywy dla Jarosława Kaczyńskiego. – To problem charakterystyczny dla partii wodzowskich, w których brakuje polityków „z drugiej linii" mogących zastąpić liderów – zauważa dr Pietrzyk-Zieniewicz. Dodaje, że jest to problem również SLD i PSL, które także zostały zmuszone do wystawienia swoich liderów. Dr Pietrzyk-Zieniewicz jest zdania, że ani Zyta Gilowska, ani Zbigniew Ziobro nie mieliby szans na nawiązanie walki z Bronisławem Komorowskim. – Ziobro jako polityk miał już swoje pięć minut – ocenia politolog. – Jego popularności zbudowanej na bazie konferencji prasowych i radykalnych ocen nie da się dziś odbudować - dodaje. Nieco łagodniej ocenia Ziobrę prof. Konarski. – Ziobro miałby pewne szanse, ale mógłby również, w przypadku osiągnięcia dobrego wyniku, zagrozić przywództwu Jarosława Kaczyńskiego. A prezes PiS nie jest gotów, by stawić czoła takiemu zagrożeniu – twierdzi. Z kolei dr Jarosław Flis zauważa, że alternatywą dla Jarosława Kaczyńskiego mogłoby być wyłącznie niewystawienie kandydata w wyborach.

Jak będzie wyglądać kampania w wykonaniu Jarosława Kaczyńskiego? Dr Flis przyznaje, że prezesowi PiS najlepiej służy sytuacja, w której niezbyt często pojawia się w mediach, ale dodaje, że na dłuższą metę nie można prowadzić kampanii wyborczej „ukrywając" przed mediami kandydata. Dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz uważa jednak, że jeszcze przez pewien czas Kaczyński nie będzie zabierał głosu. – Gdyby dziś zaczął wypowiadać się na tematy polityczne, zostałby oskarżony o cynizm i o to, że jest nieczuły na tragedię własnego brata, co pogrzebałoby jego szanse wyborcze. Dziś mógłby wypowiadać się wyłącznie ze łzami w oczach – a to jest niezgodne z jego wizerunkiem. Dlatego można się spodziewać pewnego odseparowania prezesa PiS od mediów, które wobec tragedii w Smoleńsku jest zrozumiałe. Walkę w ramach kampanii podejmą natomiast inni politycy PiS – ocenia politolog.