Jak jest się żubrem albo niedźwiedziem, to oczywiście kameleon nie wydaje się zwierzęciem bardzo groźnym, ale mało sympatycznym, bo mało wyrazistym i chyba mało smacznym.
I trudno trafić, bo on za każdym razie przyjmuje barwę otoczenia.
Jednak w polityce liczy się nie tylko zdolność do mimikry i zmieniania barw, ale także dotychczasowa droga polityczna i wiarygodność.
Ale umiejętność przetrwania – u kameleona bardzo wysoka – też się liczy, w pełnym słońcu kampanii na dodatek.
Tak, ale w polityce chodzi o coś więcej niż tylko samo przetrwanie. Stałość własnych poglądów, idei i przekonań, a te – u kameleona raczej tracą na świeżości i wiarygodności.
A może Jarosław Kaczyński, bo jego nazywam kameleonem, nabrał cech boskich? Jest wszystkim,
po trochu tym, po trochu tamtym...
Przenosząc to na grunt polski, może mniej katolicki, a bardziej pogański, jest jak Światowid. Prawo i prawiedliwość, a szczególnie Jarosław Kaczyński, zawsze miało dużą zdolność do pokazywania paru różnych, sprzecznych z sobą twarzy. Pamiętam moje zdumienie, gdy usłyszałem w Berlinie, że w gabinecie kanclerza Niemiec, pani Merkel, ten przywódca mocno antyeuropejskiej i formalnie bardzo antyniemieckiej partii zgłosił gotowość budowania, opartej na polskim wojsku i Bundeswerze, armii europejskiej. I to kosztem rolników polskich – poprzez odejście od dopłat bezpośrednich, na wzór propozycji brytyjskiej.
Czytaj więcej w poniedziałkowym wydaniu tygodnika "Wprost".