Czy za szantażem wobec Krzysztofa Piesiewicza mogli stać ludzie związani ze służbami specjalnymi? Tak twierdzą znajomi senatora. - Takiej operacji nie zaplanowałyby jakieś żule. To mogła być zemsta dawnych służb specjalnych – twierdzi w rozmowie z „Wprost” senator PO Michał Okła.
– Proszę pamiętać, czym senator zajmował się za komuny. Sprawa płk. Kuklińskiego, zabójstwo księdza Popiełuszki – dodaje Okła. Z naszych informacji wynika, że także sam Piesiewicz w prywatnych rozmowach nie wyklucza, że sprawa mogła być dziełem ludzi związanych ze służbami specjalnymi. Na dowód opowiada historię, która wydarzyła się kilka miesięcy przed upublicznieniem przez „Super Express" kompromitujących nagrań. Do jego biura senatorskiego zgłosił się wtedy mężczyzna przedstawiający się jako Krzysztof W., przedsiębiorca z Żywca i były współpracownik Wojskowych Służb Informacyjnych. Piesiewicz był po jego wizycie wstrząśnięty. W. powiedział, że wie zarówno o nagraniach z jego udziałem, jak i o tym, że jest szantażowany. – Śledczy nawet nie przesłuchali tego człowieka, mimo że Krzysztof podał jego dane i namiary – twierdzi przyjaciel Piesiewicza. Prokurator Józef Gacek prowadzący sprawę szantażu nie chciał odpowiedzieć na nasze pytania o tajemniczego biznesmena z Żywca. Na naszą prośbę o kontakt nie odpowiedział także senator.
W to, że o szantażowaniu Piesiewicza wiedziały służby specjalne, nie wątpi też wicemarszałek Senatu Zbigniew Romaszewski, wieloletni znajomy Piesiewicza. – Czy szantaż mógł być prowokacją służb? Nie, to raczej afera kryminalna, ale służby wiedziały o niej właściwie od początku – dodaje wicemarszałek Senatu Zbigniew Romaszewski, wieloletni przyjaciel Piesiewicza. Udało nam się dotrzeć do Zbigniewa S., jednego z trojga oskarżonych w procesie dotyczącym szantażu senatora. S. twierdzi, że nigdy nie współpracował ze służbami specjalnymi. – Nigdy nie miałem z nimi nic wspólnego – twierdzi w rozmowie z „Wprost".
W to, że o szantażowaniu Piesiewicza wiedziały służby specjalne, nie wątpi też wicemarszałek Senatu Zbigniew Romaszewski, wieloletni znajomy Piesiewicza. – Czy szantaż mógł być prowokacją służb? Nie, to raczej afera kryminalna, ale służby wiedziały o niej właściwie od początku – dodaje wicemarszałek Senatu Zbigniew Romaszewski, wieloletni przyjaciel Piesiewicza. Udało nam się dotrzeć do Zbigniewa S., jednego z trojga oskarżonych w procesie dotyczącym szantażu senatora. S. twierdzi, że nigdy nie współpracował ze służbami specjalnymi. – Nigdy nie miałem z nimi nic wspólnego – twierdzi w rozmowie z „Wprost".