Andrzej Biernat, szef łódzkich struktur Platformy, o tamtym spotkaniu z premierem opowiadać nie chce, ale o samym Drzewieckim mówi chętnie i z uczuciem: – To oczywiste, że wszyscy o nim pamiętamy. On nawet na moment nie zszedł z pokładu, jest na nim cały czas. Mirek jest jak stary kot. W polityce działa tyle lat, że krzywda stać mu się nie powinna.
I na pewno się nie stanie. Mirosław Drzewiecki, który rok temu w niesławie odchodził z Ministerstwa Sportu, dziś z powrotem bryluje na salonach Platformy. Bywa u Donalda Tuska, wpada na koniak i cygaro do Grzegorza Schetyny, od niedawna reprezentuje też Platformę w komisji sportu. A podczas głosowań na ostatnim przedwakacyjnym posiedzeniu Sejmu siedział nawet w pierwszej ławie. Widok był niezwykły: bohater afery hazardowej rozparty na centralnym miejscu sali z wicemarszałkiem Stefanem Niesiołowskim i szefem klubu Tomaszem Tomczykiewiczem siedzącymi po jego bokach. W Platformie nikt dziś nie zastanawia się nad tym, czy dla Drzewieckiego w polityce jest jeszcze miejsce. Bo to, że jest, uznaje się za pewnik. Pytanie tylko gdzie: w parlamencie, w rządzie czy może w Polskim Komitecie Olimpijskim?
Czytaj więcej w najnowszym numerze "Wprost" już w najbliższy poniedziałek