Stwierdził też, że oskarżenia, jakoby powodem odejścia były kłopoty z alkoholem są nieprawdziwe. - To bardzo zabolało. Ale ten obrzydliwy tekst z „Gazety Wyborczej", który pojawił się przed tygodniem, a który wkłada mi w usta rzeczy, jakich nie powiedziałem, zarazem wystawia mi glejt. Bo wynika z niego, że prezydent Adamowicz od prawie trzech lat wiedział, że przychodzę do pracy w stanie nietrzeźwym, a mimo to mnie tolerował. Byłoby to niezgodne z prawem. W sierpniu tego roku dostałem od niego nagrodę. Zresztą ten argument nigdzie nie padł. Natomiast ja przy okazji ujawniłem, trochę przyparty do muru, trudne doświadczenie, z jakim się przez ostatnie lata zmagałem, czyli depresję. I przyznałem, że w takiej sytuacji najłatwiejszym antydepresantem jest alkohol - mówił ojciec Zięba.
Ksiądz twierdzi, że wpadł w depresję, bo zawiedli go przyjaciele. - To część przyczyny. Rok 2005, kiedy to się zaczęło, był dla mnie trudny. Odszedł Jan Paweł II, wybuchła sprawa ojca Konrada Hejmy, która dużo mnie kosztowała, bo znowu podzieliła naszą prowincję. Mniej więcej w tym czasie stałem się półinwalidą, musiałem chodzić o lasce. A na to wszystko nałożył się fakt, że przez 20 lat nie miałem urlopu - wspominał ojciec Zięba.
Cały wywiad Renaty Kim z ojcem Maciejem Ziębą już w najnowszym numerze tygodnika "Wprost"