"Chory przekaz Steinbach nie może trafić do niemieckich umysłów"

"Chory przekaz Steinbach nie może trafić do niemieckich umysłów"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Erika Steinbach (fot. WPROST) Źródło: Wprost
– Nikt nie chciał wysiedlać Niemców z Polski, a to, co mówi Erika Steinach jest fałszowaniem historii – twierdzą zgodnie w rozmowie z Wprost24 historycy prof. Tomasz Nałęcz i prof. Antoni Dudek pytani o kontrowersyjne tezy jakie Steinbach zawarła w swojej nowej książce „Potęga pamięci”. Według nich Polska nie powinna jednak przesadnie reagować na to, co pisze szefowa Niemieckiego Związku Wypędzonych, choć nie należy jednocześnie bagatelizować jej słów. – Trzeba dbać o to, żeby ten chory przekaz nie trafił do świeżych niemieckich umysłów – ocenia Nałęcz.
Zarówno Tomasz Nałęcz, jak i Antoni Dudek przekonują, że twierdzenie iż Polska i Czechosłowacja wysiedlały Niemców ze względu na ich narodowość jest po prostu nieprawdziwe. – Nikt nie chciał pozbywać się Niemców z Polski. Stworzono im tzw. opcję narodową, czyli możliwość wyboru życia w Niemczech lub Polsce. Mniejsza część korzystała z takiego rozwiązania. Większa zostawała w Polsce – przypomina Nałęcz.

Jego zdanie podziela prof. Antoni Dudek. – Oczywiście przed drugą wojną światową pewna grupa ludzi w Rzeczpospolitej Polskiej opuściła tereny polskie, ale to byli tzw. optanci, którzy wybrali obywatelstwo niemieckie i opuszczali Polskę w okresie międzywojennym. Nigdy jednak nie słyszałem o tym, żeby wyrzucano ich siłą – powiedział.

Poglądy Steinbach nie są niebezpieczne, ale…

Według historyków słowa Steinbach nie są na razie niebezpieczne. W przyszłości mogą jednak okazać się zagrożeniem jeżeli, jak mówi Dudek, „ulegną upowszechnieniu i staną się poglądami elit rządzących Niemiec". – Jednak dziś pani Steinbach jest na obrzeżach tej elity – dodaje.

– Ja bym nie lekceważył poglądów Steinbach, bo uważam, że każda próba relatywizowania wydarzeń i stawiania na jednej płaszczyźnie agresora i ofiary jest niebezpieczna. Musimy być więc na te problemy wrażliwi. Chodzi o to, żeby fałsz historyczny, który serwuje Erika Steinbach, nie został potraktowany przez młodych ludzi, tych bez kompleksu wojny i nazizmu, jako prawdziwa wizja przeszłości. Trzeba dbać o to, żeby ten chory przekaz nie trafił do świeżych niemieckich umysłów – ostrzega Nałęcz.

Były wicemarszałek Sejmu uważa też, że polski rząd zachowuje się właściwie wobec tez głoszonych przez szefową Niemieckiego Związku Wypędzonych. – Steinbach to margines, ale oczywiście nie możemy całkiem lekceważyć tej drobnej infekcji, bo ona może przerodzić się w poważniejszą chorobę – przestrzega Nałęcz. Z kolei Prof. Dudek uważa, że Steinbach należy całkowicie zignorować. - Nie powinno być tak, że cokolwiek idiotycznego powie Steinbach, natychmiast jest komentowane przez poważne osoby w Polsce, łącznie z najwyższymi dostojnikami. W Niemczech to może pójść w dwóch kierunkach – upowszechnienia jej poglądów lub ich marginalizacji. My niestety nie pomagamy w tym, aby je marginalizować – ubolewa historyk.

„Prezydent to za duży kaliber"

Tomasz Nałęcz, który ma pełnić funkcję doradcy prezydenta Bronisława Komorowskiego ds. historii uważa, że prezydent nie powinien zabierać głosu w sprawach, które w swojej książce porusza Steinbach. – Odradzałbym prezydentowi coś takiego. Trzeba zachować zasadę proporcjonalności. Myślę, że właściwy i stosowny komentarz może pochodzić od historyka albo od doradcy głowy państwa, ale nie od samego prezydenta czy premiera. Jeśli ktoś strzeli z dubeltówki, to odpowiadanie rakietą międzykontynentalną jest niepotrzebne – tłumaczy prezydencki doradca.