Były prezes TVP, i były szef Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego Andrzej Urbański w rozmowie z Tomaszem Machałą wyznaje, że pisze właśnie książkę o Lechu Kaczyńskim, który "jest fundamentem tego czym Polska będzie przez najbliższe dziesięciolecie". - W mojej chłodnej ocenie jest to bezapelacyjnie najważniejszy polityk ostatniego dwudziestolecia - przyznaje Urbański. - Moja książka o Leszku jest jednocześnie wyznaniem wiary w tę Polskę, która chce się zmieniać, bo chce być lepsza, dobrze traktowana i szanowana przez innych - dodaje.
Urbański tłumaczy, że chce "odczarować Lecha Kaczyńskiego". - Chcę opisać tylko siedem lat. Współpracę od 2002 r., czyli od kampanii o Warszawę, do końca tej prezydentury - wyjaśnia. - Znaczenie Lecha Kaczyńskiego będzie rosło z każdym momentem, kiedy będzie spadało znaczenie tej niepolityki czy tej poppolityki, która jest dziś w Polsce uprawiana - przekonuje Urbański. Pytany o niekorzystne dla prezydenta Kaczyńskiego sondaże sprzed katastrofy smoleńskiej Urbański odpowiada ostro: - To argument o kant dupy potłuc! Liczy się wynik przy urnie, nie sondaż.
Były szef kancelarii Prezydenta w rozmowie z "Wprost" przekonuje również, że nie wierzy, aby prezydent Kaczyński mógł wywierać presję na pilotów Tu-154, który rozbił się w Smoleńsku. Pytany o próbę wymuszenia przez Lecha Kaczyńskiego lądowania prezydenckiego samolotu w Tbilisi wyjaśnia, że prezydent chciał wówczas dotrzeć do stolicy Gruzji przed Sarkozym, "który leciał z Moskwy z kiepskim projektem porozumienia". - Jeżeli do czegokolwiek doszło na pokładzie tego samolotu, to do pytania o kompetencje. Kto ma kompetencje do czego. I prezydentowi została udzielona krótka odpowiedź: Pan prezydent nie ma kompetencji do decydowania, gdzie samolot wyląduje. Z tego, co pamiętam, Leszek zapamiętał tę lekcję - przekonuje Urbański. - Wtedy po Gruzji w 2008 r., Leszek w cztery oczy mówił mi: „Nie miałem racji". Jako profesor prawa, jako państwowiec Leszek uważał, że procedury są święte. Ale jako człowiek – wieczny duch rewolucjonista, czasami bardzo chciał je zmieniać. I zmieniał - dodaje były prezes TVP.
Były szef kancelarii Prezydenta w rozmowie z "Wprost" przekonuje również, że nie wierzy, aby prezydent Kaczyński mógł wywierać presję na pilotów Tu-154, który rozbił się w Smoleńsku. Pytany o próbę wymuszenia przez Lecha Kaczyńskiego lądowania prezydenckiego samolotu w Tbilisi wyjaśnia, że prezydent chciał wówczas dotrzeć do stolicy Gruzji przed Sarkozym, "który leciał z Moskwy z kiepskim projektem porozumienia". - Jeżeli do czegokolwiek doszło na pokładzie tego samolotu, to do pytania o kompetencje. Kto ma kompetencje do czego. I prezydentowi została udzielona krótka odpowiedź: Pan prezydent nie ma kompetencji do decydowania, gdzie samolot wyląduje. Z tego, co pamiętam, Leszek zapamiętał tę lekcję - przekonuje Urbański. - Wtedy po Gruzji w 2008 r., Leszek w cztery oczy mówił mi: „Nie miałem racji". Jako profesor prawa, jako państwowiec Leszek uważał, że procedury są święte. Ale jako człowiek – wieczny duch rewolucjonista, czasami bardzo chciał je zmieniać. I zmieniał - dodaje były prezes TVP.
O tym jak Andrzej Urbański ocenia pracę Joanny Kluzik-Rostkowskiej jako szefowej sztabu wyborczego Jarosława Kaczyńskiego i co się stanie gdy w Polsce eksplodują "dwie bomby" - będzie można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".