Wojna w PO: jest cyngiel, Schetyna polegnie

Wojna w PO: jest cyngiel, Schetyna polegnie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Donald Tusk i Grzegorz Schetyna (fot. Wprost) Źródło: Wprost
Tak ostrej wojny między Donaldem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną jeszcze nie było. Premier osobiście nadzorował nawet wybory szefa sądu partyjnego – dowiedział się „Wprost”. Wszystko po to, by zablokować kandydata popieranego przez Schetynę i przeforsować osobę z przeciwnej frakcji. – Donald przygotował sobie cyngla. Grzegorz polegnie – komentują politycy PO.
Politycy PO, zarówno ci związani z Tuskiem, jak i ze Schetyną, zgodnie twierdzą, że tak złej atmosfery w kierownictwie partii nie było jeszcze nigdy. – Obaj idą na całość. Łamią umowy, wzajemnie się prowokują i bez skrupułów pod sobą ryją – mówi osoba kojarzona z Tuskiem. - Od tego nie ma już odwrotu. Obawiam się, że dni Grzegorza są już policzone. Nie bez powodu Tusk przejął kontrolę nas sądem partyjnym – dodaje stronnik Marszałka Sejmu.

Wszystko zaczęło się na początku grudnia, gdy do Kancelarii Premiera wyciekła relacja z jednego z wieczornych spotkań w gabinecie marszałka. - Jeśli mam wracać do rządu, to tylko na jedno stanowisko – miał tam oświadczyć Schetyna. Scenariusz był następujący: Platforma wygrywa wybory, ale z niewielką przewagą. Koalicja z PSL nie daje większości, trzeba doprosić SLD. Grzegorz Napieralski, który razem ze Schetyną gra przeciw Tuskowi, stawia jednak warunek: chcemy rządu z Platformą, ale konieczna jest zmiana premiera. Wtedy do akcji wkracza kolejny sojusznik marszałka, prezydent Bronisław Komorowski. Misję tworzenia rządu powierza Schetynie.

Plan wydawał się mało realny, ale to, że Schetyna przez wiele miesięcy kokietował SLD, było faktem. Z Napieralskim przeszedł na „ty", kilka razy zaprosił go na luźniejsze spotkanie. Podczas jednego z nich na stole wylądowała nawet taca z butelką koniaku i kieliszkami. Relacje kwitły. Premier się tego wystraszył. Zaproponował Schetynie układ: jeśli wygramy wybory, to utrzymujemy status quo, ja będę dalej premierem a ty – Marszałkiem Sejmu. Schetyna się zgodził. Przy okazji wytargował jeszcze u Tuska stanowisko szefa partyjnego sądu – miał je objąć jego człowiek Adam Szejnfled. Wyglądało, że to zawieszenie broni.

5 stycznia wszystko się wywróciło. Premier pojawił się na spotkaniu, na którym wybierano skład sądu koleżeńskiego Platformy. Posłowie są w szoku, bo szef partii nigdy nie interesował się obsadą tak mało znaczących stanowisk. Tym razem było inaczej, wszystkiego doglądał osobiście. Nawet otworzył obrady i zarekomendował wybór kobiety. Szejnfeld przegrał głosowanie a szefem sądu został krakowska posłanka Katarzyna Matusik-Lipiec. Kiedyś współpracowała ze Schetyną, dziś jest w spółdzielni Cezarego Grabarczyka, jego najzacieklejszego wroga.

W dziesięcioletniej historii Platformy przez salę sądu przewinęło się wielu przeciwników Tuska i Schetyny. Wyrok był zawsze ten sam: usunięcie z partii.