Listopad 2007 r., premier Donald Tusk wygłasza w Sejmie exposé: – Nie ma miejsca na polityczny oportunizm, cwaniactwo, wykorzystywanie władzy wyłącznie dla swoich interesów – mówi. Przekonuje: do władz spółek skarbu państwa wejdą tylko ludzie kompetentni. Przez następne trzy lata Platforma bez mrugnięcia powieką pcha do spółek skarbu państwa swoich działaczy i ich rodziny. Od poziomu PKS w Radomiu po duże spółki.
Styczeń 2011 r. Działaczy PO i ludzi nominowanych przez Platformę do spółek skarbu państwa i spółek nadzorowanych przez samorządy można liczyć w setkach. I właśnie w tym momencie rząd głośno oznajmia, że chce odpolitycznić spółki skarbu państwa.
A teraz sobie odpolitycznimy
Moment ogłoszenia odpolitycznienia wydaje się dziwny. Z jednej strony rząd ma kłopoty, trwa konflikt o OFE. A stanowiska w spółkach to w każdej partii danina dla dołów partyjnych: sposób na to, żeby były syte i zadowolone. Czyli posłuszne. Skąd więc pomysł na „odpolitycznianie" spółek przed wyborami?
Jednym z powodów „odpolityczniania" jest kalendarz. W tym roku mijają kadencje rad nadzorczych i zarządów największych strategicznych spółek skarbu państwa. Z tego punktu widzenia to idealny moment, żeby pozbyć się z nich polityków. Jeżeli ktoś rzeczywiście ma taki pomysł.Pełny tekst Wojciecha Cieśli już w najnowszym, poniedziałkowym tygodniku Wprost