Obywatele Żnina czują moralne oburzenie. Zorganizowali nawet marsz milczenia. Wiedzą swoje: ojciec bydlak zamordował dwuletnią Wiktorię. Pytań o własną winę raczej sobie nie zadają.
W 14-tysięcznym Żninie, miasteczku na Kujawach, Sebastian Sz. i Joanna M. wychowywali córeczkę. Dziś wszyscy mówią, że dwuletnia Wiktoria była żwawa i wesoła, garnęła się do ludzi. Obcym siadała na kolanach, paniom z opieki społecznej grzebała w torebkach. No po prostu aniołek.
Pochowano ją w białej trumnie. Oficjalna, wstępna jeszcze diagnoza mówi, że została pobita na śmierć.
O tym, że Wiktorię może pobić tata, od dwóch lat wiedział cały Żnin, a w Żninie trzy poważne instytucje. Miasteczko jest niewielkie, urzędy od siebie o rzut beretem.
Tyle że jakoś trudno im się porozumieć.
Pochowano ją w białej trumnie. Oficjalna, wstępna jeszcze diagnoza mówi, że została pobita na śmierć.
O tym, że Wiktorię może pobić tata, od dwóch lat wiedział cały Żnin, a w Żninie trzy poważne instytucje. Miasteczko jest niewielkie, urzędy od siebie o rzut beretem.
Tyle że jakoś trudno im się porozumieć.
O kulisach tragedii w Żninie przeczytacie w reportażu Wojciecha Cieśli, który ukaże się w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost".