Po kairskiej rewolucji pewnie rzadziej będziemy jeździć na wakacje do Egiptu. Ale wygląda na to, że akurat za nami Egipcjanie tęsknić nie będą. Bo turystami jesteśmy fatalnymi: skąpymi, zakompleksionymi, w dodatku z upodobaniem do alkoholu i przypadkowego seksu.
- Przez cztery lata pracy jako rezydentka w Hurghadzie widziałam dużo – pijaństwo, chamskie odzywki, awantury o nie dość ciepłe obiady i nie dość zimne drinki. To już mnie nawet nie ruszało. Nie wytrzymałam dopiero gdy jedna z klientek, pani dobrze po pięćdziesiątce, tak się spiła, że na środku plaży zapomniała się z egipskim kelnerem. Dosłownie na plaży. A jej mąż i dzieci w tym czasie pływali 100 metrów dalej. Pomyślałam sobie, że mam dość i rzucam tę pracę – mówi 35-letnia Małgorzata Wrzesińska, która do ubiegłego roku pracowała dla jednego z największych biur podróży. – Niestety, polscy turyści, gdy tylko samolot oderwie się od polskiej ziemi, tracą wszelkie hamulce i zaczynają się zachowywać karygodnie – dodaje była rezydentka.
– Moi przyjaciele Egipcjanie od lat pracujący w branży mówią, że gorszymi od Polaków turystami są już tylko Egipcjanie – opowiada Krzysztof Matys, znany przewodnik i rezydent z ponaddziesięcioletnim doświadczeniem. Choć zastrzega, że nie lubi mówić źle o polskich turystach, stwierdza: – Niestety, coś w tym jest. Polscy turyści prezentują katalog wszelkich naszych wad narodowych.
Wyścigi po leżak, leczenie kompleksów, skąpstwo, wycieczki po seks. Alkohol non-stop. Katalog grzechów polskich turystów w Egipcie w najnowszym "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku.