Dwa indyki nie czynią orła – komentują rywale sojuszu Nokii z Microsoftem. Jeśli fiński gigant przegra toczoną dziś bitwę o prymat na rynku telefonów komórkowych, to szybko może się stać karłem.
Gdy w piątek 11 lutego Nokia ogłosiła współpracę z Microsoftem, w fińskich biurach maklerskich rozdzwoniły się telefony. – Sprzedawaj! – krzyczeli spanikowani inwestorzy. Kurs akcji spadł o 14 proc., a Stephen Elop, prezes Nokii, łapał się za głowę.
Bo przecież miało być zupełnie inaczej – po ujawnieniu, że Nokia wchodzi w alians z informatycznym gigantem z Redmond, inwestorzy mieli podskoczyć z radości i odzyskać wiarę w firmę. Pożar w Nokii (od 1999 r. kapitalizacja sztandarowej fińskiej spółki zmniejszyła się o mniej więcej 175 mld dolarów) miał zostać ugaszony. Firma jednak wciąż płonie i gwałtowny ruch Elopa to za mało, aby odzyskać zaufanie inwestorów i pieniądze użytkowników jej wyrobów. W zeszłym roku udziały Nokii w światowym rynku telefonów komórkowych spadły o ponad 20 proc. Nokia wciąż jest liderem, ma ok. 30 proc. rynku komórek, jednak zaczyna przypominać kolosa na glinianych nogach.
Bo przecież miało być zupełnie inaczej – po ujawnieniu, że Nokia wchodzi w alians z informatycznym gigantem z Redmond, inwestorzy mieli podskoczyć z radości i odzyskać wiarę w firmę. Pożar w Nokii (od 1999 r. kapitalizacja sztandarowej fińskiej spółki zmniejszyła się o mniej więcej 175 mld dolarów) miał zostać ugaszony. Firma jednak wciąż płonie i gwałtowny ruch Elopa to za mało, aby odzyskać zaufanie inwestorów i pieniądze użytkowników jej wyrobów. W zeszłym roku udziały Nokii w światowym rynku telefonów komórkowych spadły o ponad 20 proc. Nokia wciąż jest liderem, ma ok. 30 proc. rynku komórek, jednak zaczyna przypominać kolosa na glinianych nogach.
Czy fiński gigant stanie się karłem? Odpowiedź na to pytanie poznacie czytając najnowszy numer tygodnika "Wprost"